Co za sceny w "TzG"! Nagle wtargnął na parkiet i zabrał mikrofon
Rok po gorącym finale „Tańca z Gwiazdami” Maciej Zakościelny pojawił się na scenie z energią, jakby to wciąż był jego wieczór. Przypomniał, że przed rokiem był o krok od Kryształowej Kuli, ale tym razem… wskazał swoich faworytów. Aktor bez wahania wymienił duet Maurycy Popiel – Sara Janicka i dodał, że liczy na ich zwycięstwo. Publiczność? Zareagowała jak na koncert życzeń – brawami i okrzykami.
Powrót do blasku reflektorów
Zakościelny zna smak finałowej nerwówki jak mało kto. W ubiegłym sezonie – tańcząc z Sarą Janicką – dotarł do samego końca i zakończył rywalizację tuż za podium zwycięzców, co fani do dziś wspominają z wypiekami na twarzy. To właśnie z tej perspektywy jego spontaniczny wstęp na scenę w trakcie live’u brzmiał jak list od absolwenta do młodszych roczników: „rok temu byłem w finale, nie wygrałem, ale…”, po czym wskazał na Popiela i Janicką.
Trzeba przyznać: wejście w stylu cameo, ale z efektem czerwonego dywanu – krótko, celnie, z żartem. A widownia? Kupiła to w całości. Zresztą, że Maurycy i Sara mają dziś realny strzał po Kryształową Kulę, potwierdza nie tylko internetowy szum, ale i forma pary w ostatnich tygodniach – od pierwszych „dziesiątek” po rozpalające parkiet tanga.
Co było dalej?
Finałowe napięcie i… prywatna prognoza
W stawce zostały trzy duety, ale to nazwisko Popiela najczęściej przewija się w kuluarach — od charakternych ról na ekranie po ekspresję na parkiecie, która potrafiła wciągnąć widzów w wir emocji. Atmosfera finału była gęsta: kamera łapała każdy gest, a jurorzy co chwilę podkreślali, że poziom tegorocznej edycji „odjechał” od wcześniejszych sezonów. Publiczność reagowała na najmniejszy ruch, a na backstage’u szeptano, że w tym roku zwycięzca może zostać wyłoniony różnicą jedynie ułamków punktów.
Sara Janicka, jedna z najbardziej charyzmatycznych trenerek programu, trzyma tempo i dramaturgię układów tak solidnie, że nawet pauzy zdają się tańczyć. Dziś w studiu czuć było ten specyficzny prąd: 200 decybeli dopingu kontra cisza w sekundach poprzedzających werdykt, 200 milionów wyświetleń ich klipów kontra rachunek za kawę w przerwie — 20 zł i drżące ręce, jakby nawet barista wiedział, że trwa finał o wielką stawkę. W takich warunkach każdy krok, każdy obrót i każda pomyłka urastały do rangi wydarzenia, które mogło zmienić przebieg całego wieczoru.
Co dalej po okrzykach?
Słowa Zakościelnego są jak pieczęć mentora: krótkie, ale znaczące. Aktor pamięta smak niedosytu i publiczną lekcję pokory, więc jego kibicowanie ma ciężar konkretu. Internet w sekundę podchwycił „proroctwo”, a branża już liczy: jeśli Popiel z Janicką wygrają, drzwi do kampanii reklamowych (endorsement – płatna współpraca marki z gwiazdą) stoją otworem; jeśli nie – i tak są w topie popularności.
Warto przypomnieć, że sam Zakościelny rok temu był bohaterem jednego z najbardziej komentowanych finałów ostatnich lat – znajdziecie to w powyborczych podsumowaniach i pofinałowych rozmowach z aktorem. Kto wygra dzisiejszy „Taniec z Gwiazdami”? Zostały minuty, a nerwy tańczą szybciej niż jive. Jedno jest pewne: po tym wejściu Zakościelnego nikt nie przejdzie obok werdyktu obojętnie.