Grabarz wyjawił, co napawa go lękiem. Na jaw wyszła jedna rzecz
W show-bizie rzadko pojawia się ktoś, kto mówi o śmierci z taką swobodą i humorem, a jednocześnie rozbraja tabu jak balon szpilką. Robert Konieczny – najbardziej rozpoznawalny w Polsce grabarz z TikToka – w jednym z wywiadów opowiedział o swojej pracy tak, że nawet najtwardszym miękną kolana. I rozprawia się z mitem, który w branży pogrzebowej krąży jak uparty duch.
- Kulisy z pierwszej ręki
- Telefon w trumnie? Grabarz tłumaczy, po co
- Co dalej: książka, reakcje i pytanie do widzów
Kulisy z pierwszej ręki
Konieczny przekonuje, że praca grabarza to nie mroczne widowisko ani dramatyczny patos, lecz w dużej mierze konkretne działania wymagające precyzji, techniki i empatii. Ważna jest też zimna krew – zwłaszcza w momentach, gdy czas nagli, a trzeba działać szybko, sprawnie i z szacunkiem wobec rodziny zmarłego. Opowiada o swojej pracy prostym, zrozumiałym językiem, unikając branżowego żargonu, a jednocześnie malując obrazy sytuacji, które pozostają w pamięci: kaplice, domy pogrzebowe, karawany i wymagające momenty, w których każde działanie musi być przemyślane.
Grabarz podkreśla, że jego zawód nie polega na „rzeźniczej” rutynie, jak czasem myślą osoby z zewnątrz, lecz na odpowiedzialności i delikatnym podejściu do śmierci i żałoby. Wspomina momenty, które zaskakują niejednego obserwatora – od zaskakujących sytuacji podczas pogrzebów, po wymagające logistycznie transporty zmarłych, które bywają trudniejsze niż niejeden planowany projekt telewizyjny. To nie jest poetycka narracja, lecz praktyczny przewodnik po codziennych realiach zawodu, który Konieczny zna od podszewki i potrafi przekazać w sposób zarówno rzetelny, jak i przystępny.
Jak to się mówi, najmniejsze trumny są najcięższe. Tym bardziej, jeśli sam masz dzieci. Masz wtedy tysiąc myśli w głowie i nie chcę, żeby to głupio zabrzmiało, ale dziękujesz wtedy, że to nie ciebie spotkało - powiedział grabarz w rozmowie z portalem “Na Temat”
To jednak nie wszystko.
Jako rodzic odczuwam na pogrzebie smutek i złość rodziców tych zmarłych dzieciaczków. Należę do osób wrażliwych na krzywdę dzieci. I to uczucie, które tkwi w tobie, gdy ta mała trumienka jest opuszczana do grobu...Są momenty, kiedy po prostu wymiękasz i nie dajesz rady - dodał.
Grabarz opowiedział również, co ludzie wkładają do trumny ze zmarłym.
Telefon w trumnie? Grabarz tłumaczy, po co
Najczęściej dokładany „towarzysz” ostatniej drogi to… telefon komórkowy. – „Rozumiem, że rodzina chce się zabezpieczyć na wypadek nagłego ‘przebudzenia’. Ale patrząc logicznie: dwa metry pod ziemią nie ma zasięgu” – mówi najsłynniejszy grabarz w Polsce, dodając, że bywa i tak, iż aparat ląduje w trumnie, żeby nie wywoływał traumy, gdyby brzęczał na domowej półce. To opowieść nie o gadżetach, lecz o emocjach: telefon ma uspokoić żywych, nie „asystować” zmarłym.
Rozumiem, że może być tak, że rodzina chce się zabezpieczyć na wypadek, gdyby zmarły nagle się wybudził w tej trumnie. Patrząc jednak logicznie, dwa metry pod ziemią nie będzie tego zasięgu. A może ten telefon trafia do trumny, bo wywoływałby jakąś dodatkową traumę, gdyby leżał gdzieś na półce w domu? - mówił grabarz
Konieczny podkreśla, że do trumien trafiają też drobiazgi, które coś znaczą: ulubione książki, biżuteria, paczki papierosów, a nawet laurki od wnuków. „To są pamiątki, nie kilogramy przedmiotów” – zaznacza, gdy ktoś wyobraża sobie „trumnę-schowek”. Te gesty mają domknąć historię, którą rodzina opowiada o bliskim: ostatni papieros dla wujka-melomana, jedna książka dla babci-czytelniczki, kartka z serduszkiem dla dziadka, który zawsze odprowadzał do przedszkola. Ten język symboli, mówi grabarz, pomaga przejść przez pożegnanie z odrobiną spokoju.
Do trumny trafiają też inne przedmioty. Najczęściej są to pamiątki po zmarłych, jak na przykład książki, biżuteria czy nawet paczki papierosów, ale też laurki od wnuków - dodał.
Co dalej: książka, reakcje i pytanie do widzów
Nie bez powodu Konieczny dorobił się łatki „grabarza-edukatora”. W rozmowach, podcastach i w książce „Moja przyjaciółka śmierć” uczy, że wiedza rozprasza strach, a dobre przygotowanie oswaja najtrudniejsze momenty.
Po głośnym wyznaniu o „łamaniu kości” spłynęły do niego dziesiątki wiadomości – od podziękowań po deklaracje: „Pierwszy raz zrozumiałem, co dzieje się z ciałem po śmierci”. Reakcje środowiska? Z ulgą, bo ktoś wreszcie mówi rzeczy wprost, bez upiększeń, ale i bez taniej sensacji.