"Jak opętana wariatka". Wiplerowi puściły hamulce
Polityczna temperatura w Polsce znów osiągnęła wrzenie, ale tym razem powodem nie są standardowe kłótnie koalicyjne. Podczas porannej rozmowy w Polsat News padły słowa, które wykraczają daleko poza parlamentarną elegancję. Przemysław Wipler przypuścił bezpardonowy, personalny atak na jedną z kluczowych ministr rządu, sugerując, że jej działania zakrawają na szaleństwo. Co tak bardzo rozzłościło posła Konfederacji? Okazuje się, że w zaciszu gabinetów powstaje projekt, który może wywrócić do góry nogami model pracy tysięcy Polaków i stać się koszmarem dla przedsiębiorców.
Ostre starcie w "Graffiti"
Gościem programu "Graffiti" był poseł Konfederacji, Przemysław Wipler. Rozmowa, która miała dotyczyć bieżących spraw politycznych, szybko zeszła na tory planów Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. To właśnie wtedy polityk, oceniając działania szefowej resortu, Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, użył sformułowań, które natychmiast obiegły media.
Wipler nazwał minister "opętaną wariatką" i stwierdził, że w swoim dążeniu do zmian prawa "zachowuje się jak opętana". Tak ostra retoryka rzadko zdarza się nawet w gorących okresach kampanii wyborczej. Skąd ta furia? Źródłem konfliktu jest projekt, który Konfederacja postrzega jako zamach na wolność gospodarczą.
Czego boi się Konfederacja?
Pod płaszczem emocjonalnych epitetów kryje się spór o fundamenty polskiego rynku pracy. Ministerstwo Rodziny przygotowuje rewolucję w Państwowej Inspekcji Pracy (PIP). Projekt, który wywołał tak gwałtowną reakcję Wiplera, zakłada przyznanie urzędnikom potężnych, nowych uprawnień.
Główne punkty zapalne to:
Walka z tzw. fikcyjnym samozatrudnieniem (B2B): Inspektorzy mieliby otrzymać narzędzia do łatwiejszego podważania kontraktów B2B i przekształcania ich w etaty.
Nakazy administracyjne: PIP mogłaby nakazać zmianę umowy cywilnoprawnej na umowę o pracę decyzją administracyjną, co do tej pory wymagało często drogi sądowej.
Zdalne kontrole: Urzędnicy zyskaliby możliwość prześwietlania firm bez fizycznej obecności w siedzibie przedsiębiorstwa.
Dwie wizje gospodarki
Dla Agnieszki Dziemianowicz-Bąk i Lewicy, zmiany te są koniecznym krokiem w stronę cywilizowania rynku pracy i ukrócenia patologii, gdzie pracownicy są wypychani na „śmieciówki” lub B2B wbrew swojej woli.
Z perspektywy Przemysława Wiplera i środowisk wolnorynkowych, jest to jednak „uderzenie w przedsiębiorców”. Poseł Konfederacji argumentuje, że nowe przepisy to nie ochrona, lecz kaganiec, który nałoży na firmy dodatkowe obciążenia finansowe i biurokratyczne, a walka z B2B uderzy w najlepiej zarabiających specjalistów, którzy cenią sobie elastyczność.
Słowa o „opętaniu” mogą być więc interpretowane jako wyraz desperacji części opozycji wobec zmian, które – jeśli wejdą w życie – na stałe zmienią krajobraz polskiego biznesu.