Nie żyje wybitna polska artystka. Wrocław zalany łzami
Noc zapadła nad Wrocławiem — i przyniosła smutek tak głęboki, że trudno zebrać słowa. Miasto pełne sztuki, teatrów i dawnych marzeń nagle zamilkło. Jedno z najsilniejszych świateł kultury przygasło. Żegnając się z artystką, która całe życie poświęciła glinie, porcelanie i wyobraźni — wielu poczuło, że traci coś więcej niż talent.
Ogromna strata dla polskiego aktorstwa
Choć śmierć artystki nie oznacza żalu po aktorce teatralnej ani filmowej — ból i pustka, którą pozostawiła po sobie, są równie głębokie. Odebrana nam osoba, która wielokrotnie udowadniała, że sztuka nie jest tylko rzemiosłem, ale manifestem wyobraźni, wrażliwości i odwagi. Środowisko artystyczne, nie tylko we Wrocławiu, ale w całej Polsce — pogrążyło się w ciszy, która rzadko zapada tak nagle. Stanowczo za wcześnie.
Dla wielu — dla znajomych, współpracowników, kolegów po fachu — to jakby zgasło jedno źródło inspiracji. Jej odejście to koniec pewnego sposobu myślenia o sztuce: odważnego, bez kompromisów, pełnego humoru i wyobraźni. W jej pracach glina stawała się żywym językiem, pełnym gestów, emocji, opowieści — tak, jak w kinie czy teatrze, gdzie gest, postawa, czasem milczenie mówią więcej niż tysiąc słów.
Ta śmierć to też bolesny sygnał dla kolejnych pokoleń. Pokazuje, że każdy pierwiastek sztuki — nawet pozornie niszowy, jak ceramika — potrzebuje szacunku, pamięci i oprawy, by przetrwać. Miasto, które przez dekady rosło i zmieniało się, traci jedną z najbarwniejszych, najbardziej charakterystycznych artystycznych sylwetek. Wrocław, który wychował się razem z nią, teraz pogrąża się w żałobie.
Jej prace niosą w sobie niezwykły pierwiastek radości, humoru i żywotności. Widać to było choćby na retrospektywnej wystawie w Pałacu Królewskim w 2012 roku. A kiedy obchodziła swoje siedemdziesiąte urodziny, podarowała nam cudowny świat „zwierzostworów” – magicznych hybryd: konioptaków, świnioludzi, centaurów, jednorożców i innych fantastycznych istot, wyczarowanych z szamotowej gliny i połyskliwej porcelany - dodał Bogdan Zdrojewski
Miłośnicy sztuki, dawni widzowie jej wystaw, młodzi artyści, którzy czerpali z jej twórczości — wszyscy czują ten sam smutek. Bo odeszła osoba, która potrafiła glinę przemienić w opowieść. Która pokazywała, że sztuka to nie tylko forma, ale dusza. I że nawet w milczeniu — w formie ceramicznej — może krzyknąć coś ważnego.
To strata nie tylko dla Wrocławia, ale dla całej polskiej sztuki. I choć oczywiste, że śmierć zabiera życie — tym razem zabiera też fragment naszej zbiorowej pamięci.
Nie żyje Anna Malicka-Zamorska
Z wielkim smutkiem informujemy, że zmarła Anna Malicka-Zamorska — wybitna artystka ceramiki i rzeźby, związana od dekad z Wrocławiem. Miała 83 lata. O śmierci artystki poinformował 3 grudnia Okręg Wrocławski Związek Polskich Artystów Plastyków
Jej odejście to koniec niezwykłej kariery, która łączyła rzemiosło, sztukę, wyobraźnię i ogromne serce dla formy. Anna Malicka-Zamorska była członkinią ZPAP od lat 60. XX wieku, a od 1973 roku należała także do International Academy of Ceramics (IAC) w Genewie — co świadczyło o jej międzynarodowym uznaniu i znaczeniu.
Była jedną z najbardziej charakterystycznych i charyzmatycznych postaci naszego środowiska artystycznego. Znakomita, jedna z najwybitniejszych ceramiczek w Polsce, pełna radości życia, energii i niesłabnącej twórczej pasji - powiedział Bogdan Zdrojewski, polityk.
Jej prace były wystawiane w licznych galeriach i muzeach w Polsce i na świecie — a wiele z nich znajduje się w stałych zbiorach prestiżowych instytucji. Anna była nie tylko twórczynią, ale też animatorką środowiska. Angażowała się w organizację wystaw, sympozjów ceramiki, działała na rzecz rozwoju sztuki ceramicznej i rzeźby. Była osobą pełną pasji, kreatywności i otwartości — jej energia i charyzma często podkreślano w licznych wypowiedziach środowiska artystycznego.
Jej śmierć to cios dla wszystkich, którzy cenili autentyczność, odwagę artystyczną i niezwykły indywidualizm. Dla tych, którzy odkrywali z nią, że glina i porcelana mają duszę — i mogą opowiadać historie równie ważne, co słowo, obraz czy gest aktorski.
Historia i dokonania artystki
Anna Malicka-Zamorska swoją estradą uczyniła glinę. Jej „role” to formy ceramiczne, rzeźby, obiekty, które poruszały emocje, prowokowały do refleksji i pozostawały w pamięci jak dobre przedstawienie. Urodzona w 1942 roku, w Lubieniu Wielkim koło Lwowa. Jako młoda dziewczyna przyjechała do Wrocławia, by w 1959 roku rozpocząć studia na Wydziale Ceramiki Państwowa Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych we Wrocławiu (PWSSP) — przyszła Akademia Sztuk Pięknych. Dyplom artystyczny uzyskała w 1965 roku w pracowni ceramiki artystycznej, prowadzonej przez prof. Julii Kotarbińskiej i prof. Krystynę Cybińską.
Już od wczesnych lat była częścią wrocławskiej sceny artystycznej — związała się z miastem, które stało się jej drugim domem. To we Wrocławiu rozwijała swój talent, to tu budowała swoją artystyczną tożsamość. Wkrótce zaczęła tworzyć prace, które wyróżniały się od typowych realizacji ceramicznych — zamiast naczyń użytkowych czy prostych dekoracji, sięgała po formy figuratywne, rzeźbiarskie, eksperymentalne.
W latach 70. rozwinęła swój własny język formy — charakteryzujący się odważnym łączeniem materiałów (porcelana, szamot, drewno), organicznymi kształtami, często groteskowymi, zoomorficznymi albo surrealistycznymi. W jej pracach odbijała się wyobraźnia, humor, czasem mroczna opowieść — ale zawsze z silnym wyczuciem formy i przestrzeni.
Jej najbardziej znanym dziełem — i być może jedną z ikon Wrocławia — jest rzeźba plenerowa Oczekiwanie. Realizowana wspólnie z mężem, Ryszard Waldemar Zamorski, powstała w 1979 roku, a odsłonięta została w 1980 roku w Park Juliusza Słowackiego — tuż obok Muzeum Narodowe we Wrocławiu. To dzieło, które od dekad towarzyszy spacerowiczom, mieszkańcom, turystom — stało się częścią miejskiego pejzażu.
„Oczekiwanie” to nie typowy pomnik — to instalacja, która prowokuje do introspekcji, refleksji. Dwa fotele na niewysokich ceglanych postumentach, a na jednym z nich — postać kobiety siedzącej, jakby skazanej na oczekiwanie. Forma plastyczna foteli stylizowana jest na meble — z obłymi, organicznymi kształtami — co dodaje całości surrealnego, niepokojącego wręcz charakteru.
Ale to nie jedyne dzieło wybitnej artystki. W swoich ponad sześćdziesięciu latach pracy Anna pokazywała niezwykły wachlarz możliwości ceramiki — od drobnych form, instalacji, obiektów ekspresyjnych, po wielkoformatowe rzeźby i prace plenerowe. Korzystała z porcelany w sposób, który wielu postrzegało za kontrowersyjny — jako materiał wybitnie dekoracyjny czy użytkowy — ona go przetwarzała, deformowała, nadawała mu duszę. Dodatkowo często łączyła ceramikę z drewnem, szkłem, innymi surowcami — to czyniło jej prace niekonwencjonalnymi, unikalnymi, natychmiast rozpoznawalnymi.
Jej kariery nie można też opisać tylko przez dzieła. Anna Malicka-Zamorska angażowała się w życie artystyczne: była współzałożycielką grupy twórczej Nie Tylko My, a także animatorką corocznych sympozjów ceramiki, m.in. przedsięwzięcia znanego jako Porcelana Inaczej. Przez lata pełniła funkcję komisarza artystycznego tych sympozjów — dzięki czemu Wrocław i Dolny Śląsk zyskały olbrzymie znaczenie na mapie polskiej i międzynarodowej ceramiki.
Jej prace trafiły do wielu kolekcji muzealnych: w Polsce, ale też w Europie i na świecie — co świadczy o uniwersalności i sile jej twórczej wizji. W ten sposób Anna nie tylko tworzyła sztukę — budowała mosty między kulturami, pokazywała, że polska ceramika ma swoje miejsce w światowej sztuce współczesnej.
W ostatnich latach artystka pozostawała aktywna — jej prace wracały na wystawy retrospektywne; wiele osób miało okazję przypomnieć sobie jej talent, poczuć znów ten niezwykły klimat świata, który potrafiła stworzyć z gliny i porcelany. Mimo upływu lat — jej wyobraźnia była ciągle żywa.