Paragony grozy w polskich sklepach. Ogromna cena za karpia
Przedświąteczne zakupy potrafią przyprawić o zawrót głowy, ale historia Pani Reni bije wszystkie rekordy. Kobieta poszła do sklepu, by kupić karpia na wigilijny stół, a przy kasie okazało się, że jej paragon wyniósł niemal 600 zł. To kolejny przykład tzw. „paragonu grozy”, który pokazuje, jak mocno rosną ceny podstawowych produktów spożywczych tuż przed świętami.
Czym są "paragony grozy"?
Paragony grozy to określenie, które zyskało popularność w polskich mediach i social mediach w ostatnich latach — zwłaszcza w okresach przedświątecznych, letnich wyjazdów czy przy okazji gorących zakupów sezonowych. To paragony, które wywołują zdumienie konsumentów ze względu na niezwykle wysokie kwoty końcowe za podstawowe produkty, które jeszcze do niedawna były znacznie tańsze. Choć najczęściej internauci dzielili się nimi w kontekście np. prób wykupienia pobytu sylwestrowego w górach czy drogich zakupów wakacyjnych, coraz częściej z „paragonami grozy” mamy do czynienia także przy zwykłych zakupach spożywczych, co jeszcze bardziej uderza w budżety domowe.
W ostatnich latach konsumenci częściej zauważają, że ceny podstawowych produktów spożywczych znacznie rosną — i to nie tylko w supermarketach, ale też na lokalnych bazarach. W rezultacie przy kasie okazuje się, że za zakupy codziennej potrzeby trzeba zapłacić znacznie więcej, niż się spodziewaliśmy. Paragony grozy więc to nie tylko śmieszne, wysokie sumy z absurdalnych zakupów, ale coraz częściej rzeczywistość Polaków, którzy mierzą się z rosnącymi cenami żywności i usług.
W wielu przypadkach internauci zaczęli publikować zdjęcia swoich paragonów na forach i grupach tematycznych — niekiedy za kilkaset złotych za jajka, chleb czy warzywa, innym razem za podstawowe mięso lub ryby. Takie paragonowe historie często wywołują intensywne dyskusje o inflacji, realnym wzroście kosztów życia i oczekiwaniach wobec sklepów, które według klientów powinny bardziej kontrolować ceny.
Pani Renia poszła po karpia i zostawiła w sklepie prawie 600 zł
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia jedna z czytelniczek portalu g.pl opowiedziała o swojej ostatniej wizycie w sklepie rybnym, która szybko przerodziła się w doświadczenie, które sama nazwała „paragonem grozy”. Pani Renia, emerytka, która postanowiła kupić na wigilijny stół świeżego karpia, nie przypuszczała, że jej rachunek wyniesie niemal 600 zł.
Jak relacjonuje kobieta, odwiedziła sklep rybny w spokojnych godzinach przedpołudniowych, kiedy natłok klientów jeszcze się nie rozpoczął. Do koszyka trafił przede wszystkim karp — w formie płatów świeżej ryby. To właśnie za tę formę zapłaciła zdecydowanie więcej niż za tuszę karpia w całości: 68 zł za kilogram zamiast 38 zł/kg, które można znaleźć bezpośrednio u hodowców lub na targu. Pani Renia kupiła ponad 4,5 kg karpia, co w sumie kosztowało ją prawie 312 zł.
Mogłam wydać mniej, bo ryba w całości była za 38 zł. Cóż, chciałam sobie ułatwić życie, a za wygodę trzeba płacić - skomentowała.
By jednak nie poprzestawać na jednej rybie, dołożyła do koszyka również inne gatunki: pstrąga w cenie 39,80 zł/kg oraz morszczuka po 46 zł/kg. Za prawie 4 kg morszczuka zapłaciła około 191 zł, a za pstrąga prawie 83 zł. W efekcie łączna suma paragonu wyniosła 585,53 zł — kwotę, która niemal zmusiła Panią Renię do ponownego spojrzenia na swój budżet.
Wiedziałam, że zostawię sporą sumkę, ale przy ladzie mnie zatkało. Dosłownie — przyznała zaskoczona kobieta
Jak tłumaczy, wiedziała, że ceny ryb są wysokie, ale dopiero na miejscu zobaczyła, jak bardzo odbiegają od jej wcześniejszych doświadczeń zakupowych. Historia ta jest jednym z przykładów, jak podstawowe wydatki świąteczne mogą w praktyce znacząco obciążyć domowy budżet — zwłaszcza gdy tradycja i potrzeby rodzinne stawiają przed konsumentami konieczność zakupów konkretnych produktów.
Emerytka oburzona cenami ryb
W sieci oraz w rozmowach wokół historii Pani Reni pojawia się wiele komentarzy — zarówno zdziwienia, jak i głębszych refleksji nad tym, jak rosnące ceny wpływają na codzienne życie Polaków. Wielu internautów podkreśla, że podobne sytuacje nie są już wyjątkami, lecz stają się coraz częstsze, zwłaszcza w okresie intensywnych zakupów świątecznych.
Jedna z internetowych dyskusji na ten temat brzmiała: „Paragon grozy to już standard tego roku”, co odzwierciedla frustrację odbiorców, którzy widzą rosnące ceny niemal każdego towaru. Wielu komentujących wspomina również, że coraz częściej muszą przeliczać każdy zakup, rezygnując z produktów, które kiedyś były na stałe w ich koszyku.