Piechociński odniósł się do zakazu sprzedaży alkoholu w Sejmie. Wyjawił, co działo się w przeszłości
Zakaz alkoholu w Sejmie wraca jak bumerang, ale tym razem bez półśrodków. Włodzimierz Czarzasty podpisał zarządzenie, które od 24 listopada odcina sejmowe bufety od procentów. A jak Janusz Piechociński, weteran korytarzy, wspomina sceny, po których straż marszałkowska miała pełne ręce roboty? Co naprawdę zmieni ta decyzja i kogo najbardziej zaboli?
Nowe porządki marszałka i stary problem posłów
Czarzasty ogłosił, że na terenach Kancelarii Sejmu nie będzie sprzedaży alkoholu. „Trudno wymagać zakazów od innych, nie dając przykładu” — argumentował, a regulacja ma obowiązywać od 24 listopada (zarządzenie nr 7 z 19 listopada). To pierwszy, symboliczny ruch nowego marszałka i jasny sygnał: dość podwójnych standardów. Decyzja nie spadła z nieba — stolica rozszerza nocne ograniczenia sprzedaży trunków, więc parlament nie chce wyglądać jak enklawa wyjątków.
„Ktoś leżał na korytarzu”. Parlamentarna rzeczywistość bez pudru
W rozmowie z „Faktem” były wicepremier Janusz Piechociński, znany z dystansu do trunków, wspomina, że „ktoś pijany siadał na tylne siedzenie własnego samochodu, ktoś inny leżał na sejmowym korytarzu”. Miało to dotyczyć zwłaszcza lokatorów hotelu poselskiego. Polityk chwali decyzję Czarzastego i zauważa, że standard na Wiejskiej powinien być wyższy niż w przeciętnej firmie. Nie bez znaczenia jest też tło: w ostatnich miesiącach kilku parlamentarzystów publicznie mówiło o problemach z uzależnieniami — a Lewicy, jak mówi Piechociński, „łatwiej wprowadzić zakaz” właśnie z powodu tych doświadczeń.
Bywały przypadki, że ktoś pijany siadał na tylne siedzenie własnego samochodu, ktoś inny leżał na korytarzu sejmowym, kogoś doprowadzała straż marszałkowska, a jakaś parlamentarzystka w drodze do restauracji sejmowej ewidentnie nie kontrolowała tego, co wypiła - opowiadał.
Przy okazji marszałek zapowiedział porządki w „kilometrówkach” — czyli zwrocie kosztów za używanie prywatnych aut do pracy poselskiej. To techniczny, ale wizerunkowo ważny ruch: mniej pokus do kreatywnej księgowości, więcej dowodów, że Sejm sprząta u siebie.
Co z tego wyniknie? Mniej pokus, więcej spokoju… i trochę mniej anegdot
Realnie: zakaz dotyczy sprzedaży, a nie prywatnych butelek przyniesionych z miasta. Jednak likwiduje najwygodniejszą ścieżkę „na jeden kieliszek po posiedzeniu” i wysyła sygnał do restauratorów w kompleksie: koniec z wyjątkami. Wizerunek też się liczy — skoro samorządy śrubują nocne ograniczenia, parlament bez procentów to minimum przyzwoitości. Politycznie Czarzasty trafia w nastroje: wyborcy nie marzą o tańszych sejmowych drinkach, tylko o przejrzystości.
A jeśli komuś będzie brakować sejmowych anegdot? Trudno. A biorąc pod uwagę wspomnienia Piechocińskiego, zakaz alkoholu w Sejmie może sprawić, że straż marszałkowska zajmie się wreszcie bezpieczeństwem, a nie eskortą zawianych posłów. I to jest zmiana, którą da się obronić — również przed wyborcami.