Pilne: Sejm właśnie przegłosował. Za 80 km/h w zabudowanym trafisz do więzienia, to się dzieje naprawdę
Za rażące łamanie ograniczeń prędkości ma grozić nawet pięć lat więzienia. Brzmi jak ostrzeżenie z futurystycznego thrillera, ale to realny kierunek zmian w polskim prawie. Sejm przyjął projekt zaostrzający sankcje dla piratów drogowych: od progów prędkości po nowe definicje „wyścigu” i „driftu”. Co dokładnie czeka kierowców i kiedy kij zastąpi bat z grubej liny?
Nowe progi, stara pokusa: kiedy zaczyna się „rażące” przekroczenie?
Kara więzienia za przekroczenie prędkości ma dotyczyć skrajnie niebezpiecznych przypadków. Mowa o widełkach od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Projekt wskazuje konkretne pułapy: ok. 210 km/h na autostradzie, 180 km/h na ekspresówce i… także 180 km/h na drodze jednojezdniowej z limitem 90 km/h, czyli przekroczenie dwukrotności dopuszczalnej prędkości. W terenie zabudowanym punkt graniczny jest jeszcze boleśniejszy – przy ograniczeniu 50 km/h jazda ponad 100 km/h ma grozić nie tylko wysokim mandatem i utratą prawa jazdy, ale również odsiadką. To ma być klarowny sygnał: „prędkościowy rekord” przestaje być wyczynem, a staje się przestępstwem.
Eksperci nie są jednak jednomyślni. Część z nich tonuje emocje, podkreślając, że więzienie nie będzie automatem po każdym pomiarze, lecz narzędziem dla sędziów w najbardziej drastycznych sprawach. Pada też przypomnienie: bezpieczeństwo na naszych drogach realnie się poprawia, a liczba ofiar śmiertelnych od lat 90. spadła. Czy zatem nowe widełki to konieczność, czy polityczny pokaz surowości? Na razie rząd odpowiada: to tarcza dla tych, którzy jeżdżą zgodnie z przepisami.
Wyścigi, drift i konfiskata: prawo goni kulturę „need for speed”
Projekt nie kończy się na prędkości. Po raz pierwszy pojawia się definicja nielegalnego „wyścigu” – rywalizacji co najmniej dwóch kierowców na czas, z naruszeniem zasad bezpieczeństwa – oraz „driftu” jako wykroczenia. To ważne, bo dotąd te zachowania często „wpadały” w szarą strefę przepisów. Równolegle zaostrzają się mechanizmy odbierania aut: już nie tylko pijani kierujący mogą pożegnać się z pojazdem. Konfiskata obejmie także trzeźwych sprawców, którzy prowadzą mimo orzeczonego zakazu. Dla recydywistów, zlekceważenie wyroków może zakończyć się dożywotnim zakazem prowadzenia. Krótko: prawo próbuje przejąć kontrolę tam, gdzie do tej pory królowała brawura i… kamera w telefonie.
Na ulicy słychać zresztą dwugłos. Jedni chcą „żeby się nie opłacało” – drastycznych kar finansowych zamiast krat. Inni popierają więzienie jako jedyny środek wychowawczy dla rekordzistów liczników. Trudno o zgodę, gdy stawką jest nawyk, który wielu kierowców traktuje jak prywatną wolność. Jednak państwo wprost mówi: nadmiar gazu to nie styl jazdy, tylko ryzyko dla życia i zdrowia.
Co dalej: sądy, praktyka i… realne bezpieczeństwo
Nawet najlepsza ustawa będzie ostatecznie rozliczana nie w sejmowych ławach, lecz w sądach i statystykach. Prawnicy zwracają uwagę, że „więzienie za przekroczenie prędkości” ma być batem na najbardziej nieodpowiedzialnych – w praktyce sędziowie będą ważyć okoliczności, areszt nie zastąpi każdemu utraty prawa jazdy.
Jeśli jednak surowość zadziała odstraszająco, zyska każdy: pieszy na przejściu, kierowca rodzinnego kombi i motocyklista, który nie chce być mylony z „szeryfem szosy”. A jeśli nie? Czeka nas korekta przepisów i dyskusja o narzędziach, które faktycznie ratują życie – od fotoradarów po edukację. Jedno jest pewne: sezon na rekordy prędkości właśnie się kończy. Pytanie, czy równie szybko skończy się sezon na groźne wypadki.