"Przyjechałam zdrowa, wyjeżdżam chora". Popularne polskie sanatorium w tarapatach
Sanatoria kojarzą się mnogim z miejscem ciszy, regeneracji i odnowy biologicznej. Ale nie wszędzie warunki odpowiadają tej sielankowej wizji. W jednym z najbardziej znanych ośrodków uzdrowiskowych w Polsce kuracjusze biją na alarm — zamiast wyciszenia trafiają na remonty, hałas i zagrożenie dla zdrowia.
Popularny uzdrowiskowy kurort, ale zaskakujące zaniedbania
Dla wielu osób sanatorium to nie tylko szansa na turnus rehabilitacyjny — to przede wszystkim ucieczka od codziennych trosk. Kuracjusze planują spacery, zabiegi lecznicze, relaks w spokojnym otoczeniu. W teorii uzdrowiska to miejsca, gdzie regeneruje się ciało, a oddech i kondycja poprawiają się z każdym dniem. W praktyce jednak nie zawsze wszystko wygląda tak, jak w folderach reklamowych — a oczekiwania, zwłaszcza w renomowanych ośrodkach, bywają bardzo wysokie.
Tymczasem jeden z najbardziej rozpoznawalnych ośrodków — sanatorium Równica w Ustroniu — zbiera krytyczne opinie od kuracjuszy. To kurort o ugruntowanej pozycji, znany z szerokiej bazy zabiegowej i atrakcyjnego położenia górskiego, korzystający z zaufania zarówno pacjentów NFZ, jak i osób opłacających pobyt prywatnie.
Jednak z relacji pojawiających się w mediach społecznościowych wynika, że w trakcie pobytu warunki mogą być znacznie gorsze, niż się spodziewano. Kuracjusze podkreślają nie tylko remonty, ale także przeciągi, trudności w poruszaniu się po obiekcie i brak spójnych standardów w zakwaterowaniu.
To szczególnie niepokojące, ponieważ wielu pacjentów przyjeżdża do sanatorium, żeby wrócić do sił — a trafia na problemy, które mogą pogarszać stan zdrowia zamiast go poprawiać.
Dramat jednego turnusu
Sercem całej afery jest wpis jednej z kuracjuszek, publikowany na grupie „Sanatoria — prywatne i z NFZ, turnusy rehabilitacyjne, wszystkie informacje”. Opisała swój pobyt z żalem i oburzeniem, mówiąc wprost:
Przyjechałam zdrowa, wyjeżdżam chora - czytamy.
Według jej relacji, przez cały turnus trwał intensywny remont klatki schodowej: kucie ścian, wiercenie, wiszące nad głowami kable, kurz i porozrzucane materiały budowlane. Co gorsza, pacjenci poruszający się na kulach lub na wózkach musieli lawirować między przeszkodami, co — jej zdaniem — było nie tylko uciążliwe, ale wręcz niebezpieczne.
Do tego dochodziły inne utrudnienia: bardzo trudny dostęp do jadalni — kilka tysięcy kroków dziennie, co dla starszych osób było poważnym wyzwaniem. Korytarze miały przeciągi, a pacjenci po zabiegach, kaszlący i „smarkający”, gromadzili się na wspólnych przestrzeniach, co według autorki wpisu mogło negatywnie wpływać na rekonwalescencję.
Dodatkowo warunki zakwaterowania w pokojach budziły zastrzeżenia — pojawiły się uwagi o słabym standardzie, a jednym z kuriozytetów miała być opłata do 200 zł za trzy tygodnie za telewizję w pokoju. W skrócie: to nie miał być spokojny turnus lecz koszmar – zamiast zdrowia, kuracjuszka wróciła z bólem i frustracją.
Rozgłos, reakcje i pytania o standardy
Wpis kuracjuszki wywołał prawdziwą burzę — pod nim pojawiły się dziesiątki komentarzy od innych osób, które potwierdzają podobne problemy. Niektórzy piszą, że „remonty na okrągło” są normą, a hałas rozpoczyna się o 6 rano i trwa do późnych godzin popołudniowych.

Z drugiej strony są i głosy obronne: część kuracjuszy broni sanatorium, przekonując, że baza zabiegowa działa sprawnie, a personel stara się pomagać najbardziej potrzebującym. Są też opinie, że krytyczne głosy są potrzebne — by wymusić zmiany i podnieść jakość pobytów.
Tymczasem sprawa rzuca światło na szerszy problem: czy sanatoria, które reklamują się jako oazy zdrowia, są w rzeczywistości odpowiednio przygotowane, by zapewnić godne warunki osobom starszym, chorym i słabszym fizycznie?