Wojewoda zdjął krzyż ze ściany, a następnie stanął przed Sądem. Jest wyrok
Wojewoda Krzysztof Komorski, oskarżony prywatnie o obrazę uczuć religijnych i przekroczenie uprawnień po zdjęciu krzyża z urzędowej ściany, usłyszał wyrok. Dla jednych to „zamach na tradycję”, dla drugich – element porządków w państwowym gmachu. Kulisy wyroku są ciekawsze niż okładki, a polityczne skutki dopiero się zaczną.
O co naprawdę poszło
Historia jest prosta jak śrubokręt, którym odkręcono w grudniu 2023 r. krzyż z reprezentacyjnej Sali Kolumnowej Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego. Nowy wojewoda, Krzysztof Komorski, tłumaczył to zasadą neutralności światopoglądowej – w tej sali przyjmuje się delegacje i „różnych ludzi, z różnych kultur”, więc symbole religijne zastąpiły flagi UE.
Oburzenie przyszło szybko, a jeszcze szybciej prywatny akt oskarżenia: radny PiS Tytus Czartoryski i była szefowa RCKiK Elżbieta Puacz zarzucili wojewodzie przestępstwo z art. 196 k.k. (obraza uczuć) i 231 k.k. (przekroczenie uprawnień). 17 listopada 2025 r. Sąd Rejonowy Lublin-Zachód uniewinnił Komorskiego, podkreślając, że czyn nie wypełnia znamion zarzucanych mu przestępstw.
Wyrok i jego uzasadnienie
Sędzia Bernard Domaradzki mówił wprost: oskarżyciele nie wykazali, że doszło do naruszenia prawa. To ważne, bo prokuratura wcześniej dwa razy odmawiała wszczęcia śledztwa – czyli sygnalizowała, że sprawie brakuje „mięsa” dowodowego. Sąd potwierdził tę ocenę. Przypomnijmy: art. 196 k.k. chroni przed „znieważeniem przedmiotu czci religijnej”, a nie każdą decyzją administracji, która dotyka symbolu; art. 231 k.k. wymaga wykazania, że urzędnik świadomie wyszedł poza swoje kompetencje. W Lublinie nie dowiedziono ani zniewagi, ani nadużycia. Wyrok zapadł 17 listopada, po prawie dwóch latach od samej decyzji o zdjęciu krzyża, wykonanej tuż po objęciu urzędu przez Komorskiego pod koniec 2023 r.
Warto też dodać ramę prawną: neutralność światopoglądowa nie jest czczym hasłem. To standard działania instytucji publicznych w państwie świeckim – znaczy tyle, że urząd nie faworyzuje żadnego wyznania. I choć polskie sądy nie raz ścierały się z „krzyżowymi” pozwami, tego typu sprawy zwykle rozbijają się o brak zamiaru znieważenia i o kompetencje gospodarza budynku, który decyduje o wystroju sali. W Lublinie argument „to nie happening polityczny, tylko porządek” okazał się wystarczająco przekonujący.
Jest wyrok. A co dalej?
Politycznie? PiS dostaje paliwo do opowieści o „walce z tradycją”, a KO – dowód, że da się odchwaszczać urzędy bez wojny kulturowej. Dla urzędników w całym kraju to sygnał: jeśli decyzja mieści się w kompetencjach i ma racjonalne uzasadnienie, paragraf o „obrazie uczuć” nie zrobi z niej karykatury. W kuluarach słychać, że po lubelskim wyroku kilku wojewodów odkurzyło instrukcje dot. wystroju sal reprezentacyjnych – bardziej z myślą o jednolitym standardzie niż ideologii. Nie zdziwmy się więc, jeśli zamiast nowych wojen o krzyże zobaczymy… spory o to, czy flagi stoją w równych odstępach.
A czy to koniec sprawy? Niekoniecznie. Oskarżyciele mogą jeszcze próbować drogi odwoławczej. Jednak nawet jeśli pójdą dalej, symboliczna klamra już zapadła: sąd uznał, że zdjęcie krzyża nie było przestępstwem.
To moment, w którym warto zadać pytanie nie „czyj krzyż”, tylko „czyj urząd”. I sprawdzić, co politycy zrobią z tym wyrokiem, gdy kamery zgasną, a zacznie się codzienność – z budżetem, przetargami i realnym rządzeniem. Bo krzyże krzyżami, a państwo ktoś musi posprzątać.