Zaliczyli sromotne wpadki na wizji. "Familiada" i takie odpowiedzi
Stres, sekundy na zegarze i skojarzenia, które jadą na skróty: od „małych, ale niebezpiecznych” stworzeń po zagadkę ze zwierzęciem-przedmiotem. Karol Strasburger znów musiał utrzymywać poker face, a widownia – wiadomo – płakała ze śmiechu. Przedstawiamy największe wpadki w popularnym programie.
- Najśmieszniejsze wpadki uczestników
- Reakcje prowadzącego i widowni – jak Karol Strasburger utrzymywał poker face, a publiczność reagowała śmiechem.
- Wpadki, które stały się kultowe w internecie
Małe, ale… groźne? To pytanie zaskoczyło niektórych
Pytanie brzmiało zupełnie niewinnie: „Małe, ale niebezpieczne zwierzę”. W teleturniejowej rzeczywistości można było spodziewać się klasycznych odpowiedzi w rodzaju „osa”, „skorpion” czy „pająk”, czyli skojarzeń, które łatwo trafiają do zbiorowej wyobraźni. Tymczasem w „Familiadzie” padła odpowiedź „kuna” — zwierzę sprytne i zwinne, znane raczej z podgryzania kabli w samochodach niż z siania strachu w ankietach stu osób. Już w tym momencie publiczność wyczuła, że idzie coś więcej niż drobna pomyłka.
Chwilę później na antenie pojawiła się kolejna perełka: „mucha”. Owszem, potrafi być szybka, natrętna i skutecznie psuć letni spokój, ale trudno nazwać ją realnym zagrożeniem. W jednej chwili zdrowy rozsądek przegrał z presją czasu i adrenaliną, a prowadzący ledwo krył rozbawienie. Internet nie potrzebował wiele więcej — dwie odpowiedzi wystarczyły, by narodziły się memy, które do dziś krążą w sieci jako dowód na to, że „Familiada” potrafi zaskoczyć nawet po trzech dekadach emisji.
To jednak nie wszystko.
Zwierzę czy gadżet? „kot” i „nosorożec”
Kolejny klasyk z tego samego zestawienia opierał się na pytaniu: „Zwierzę, którego nazwa jest też nazwą przedmiotu”. Na papierze to niemal banalna łamigłówka — większość widzów bez wahania wskazałaby „myszkę”, kojarzoną dziś głównie z komputerowym akcesorium. Presja studia, tykający zegar i świadomość kamer zrobiły jednak swoje. Zanim padła ta oczywista odpowiedź, uczestnicy zdążyli wypowiedzieć słowa, które momentalnie zapisały się w historii programu.
Najpierw pojawił się „kot” — sympatyczny, futrzasty i bardzo popularny, ale wciąż nieoferowany na półkach sklepów z elektroniką użytkową. Chwilę później padł „nosorożec”, brzmiący dumnie i majestatycznie, lecz równie abstrakcyjny w kontekście biurkowych gadżetów. Prosta zabawa językowa zmieniła się w demonstrację stresu i nerwowych skojarzeń, a widzowie dostali kolejny dowód na to, że w „Familiadzie” nawet najłatwiejsze pytanie potrafi wywołać efekt domina — zakończony memami i viralami krążącymi w sieci latami.
Co jeszcze wydarzyło się w popularnym programie.
„Nie wiem” pod presją i szkolna… „kanapka”
Ta sama runda zwierzęco-przedmiotowa przyniosła jeszcze jeden moment: pierwszy z graczy wcisnął guzik i… „nie wiem”. W „Familiadzie” to jak rzut karny ponad poprzeczką – publiczność westchnęła, prowadzący uniósł brew, a stoper tykał dalej. Urok teleturnieju polega na tym, że milisekunda wahania bywa głośniejsza niż zła odpowiedź.
A gdy padło: „Jaki przedmiot szkolny najmniej przydaje się w życiu?”, pewien pan Jacek wypalił: „kanapka”. Szybko, pewnie, totalnie nie w kluczu – i dokładnie dlatego weszło do żelaznego repertuaru internetowych popołudni. Pytanie o edukację, riposta z bufetu: oto „Familiada” w pigułce.
Na koniec układamy to w całość: „wpadki w Familiadzie” działają jak zastrzyk tlenu dla formatu – przypominają, że ludzie grają tu pierwsze skrzypce, a stres potrafi rozbić każdy schemat. Strasburger znów był amortyzatorem emocji, a montaż – sprzymierzeńcem memów.