Burza w "Śniadaniu Rymanowskiego". Po tych słowach studio zawrzało
Niedzielne „Śniadanie Rymanowskiego” przerodziło się w burzliwą arenę politycznej konfrontacji – po słowach Ewy Zajączkowskiej-Hernik, posłowie nie wytrzymali. Padły mocne zarzuty: od przemawiania „rosyjskimi bredniami” po ironię o „rosyjskim niedźwiedziu z paszportem”. Gdy rozmowa zeszła na dywersję i zmianę „bandery”, studio ogarnęła nerwowa atmosfera, której nikt nie umiał skutecznie uciszyć.
Spór o dywersję – od ostrzeżeń po zarzuty o straszenie Rosją
Program rozpoczął się od omówienia kontrowersyjnego fragmentu planu pokojowego Donalda Trumpa dotyczącego ewentualnej obecności Ukrainy w Unii Europejskiej. To właśnie ten punkt wywołał lawinę. Ewa Zajączkowska-Hernik, w swoim stylu, podkreślała, że taka sytuacja „stanowi to zagrożenie … bo wschodni sąsiad jest naszym bezpośrednim konkurentem". Jej zdaniem, wejście Ukrainy do europejskiej wspólnoty mogłoby destabilizować rynek, bezpieczeństwo i relacje wewnątrz samej Unii.
Najbardziej zapalnym fragmentem jej wypowiedzi była jednak sugestia, że Ukraina – czy tego chce, czy nie – mogłaby zostać wykorzystana przez Kreml.
Jeżeli Rosjanie wykorzystali jako narzędzia Ukraińców, to znaczy, że Ukraińcy są bardzo pomocnym narodem dla Rosjan. -stwierdziła Europosłanka.
Te słowa sprawiły, że temperatura w studiu wzrosła błyskawicznie. Dla pozostałych uczestników programu takie postawienie sprawy było nie tylko uproszczeniem, lecz także powtarzaniem narracji, którą – ich zdaniem – rosyjska propaganda z radością podchwyciła już dawno.
„Robi pani z ludzi wariatów” – ostre odpowiedzi i ironiczne obrazy
Pierwszy polityk, który otwarcie uderzył w wypowiedź europosłanki, był Paweł Kowal, pełnomocnik rządu ds. odbudowy Ukrainy. Nie krył irytacji i wypowiedział zdanie, które w kilka chwil stało się najmocniejszym cytatem programu:
Robi pani z ludzi wariatów. Wmawia pani ludziom, że jak ruski chce zrobić dywersję, to przyśle innego ruskiego w ruskiej czapce, może jeszcze na niedźwiedziu i z rosyjskim paszportem - zaczął.
Ironia Kowala nie była przypadkowa. Miała pokazać, jak bardzo – według niego – Zajączkowska-Hernik spłyca skomplikowaną problematykę działań hybrydowych, które rzadko wyglądają tak „czytelnie”, jak sugerowała europosłanka. W rozmowę ostro włączyła się także Barbara Oliwiecka (Polska 2050), której reakcja była równie emocjonalna. Powiedziała wprost:
Pani mówiła rzeczy ewidentnie dezinformacyjne. … Powtarza pani rosyjskie brednie, nie myśli pani o polskiej racji stanu, tylko realizuje swoje ukraińskie fiksum dyrdum - zaznaczyła.
Oliwiecka podkreślała, że tego typu narracja – nawet jeśli intencje jej autorki były inne – może wspierać przekaz Kremla. Nazwanie jej „fiksum dyrdum” było z kolei wyraźnym sygnałem, że cierpliwość części polityków opozycyjnych wyczerpała się już na samym początku programu. W studiu zrobiło się tak gorąco, że prowadzący kilka razy próbował przerywać rozmówcom, ale na niewiele się to zdało. Emocje wygrywały z formatem programu.
„Zmiana bandery” – oskarżenia o prorosyjskość i zacieranie granic lojalności
W dalszej części debaty pojawił się kolejny wątek – ten o lojalności, polskiej racji stanu i tym, czy politycy Konfederacji nie posługują się narracją, która w praktyce wzmacnia Rosję. Barbara Oliwiecka próbowała wytłumaczyć, jak wygląda realna logika rosyjskich operacji:
To jest normalne, że Rosja będzie wykorzystywała obywateli z ukraińskim paszportem … Pani antyukraińskie przesłanie to jest miód na serce Putina - zaczęła.
Ten fragment uderzał w sedno argumentacji obozu rządowego: że polskie bezpieczeństwo wymaga ścisłej współpracy z Ukrainą, a nie tworzenia atmosfery podejrzliwości i oskarżeń wobec całej społeczności. Kiedy komentatorzy zaczęli mówić o tym, że takie podejście to de facto „zmiana bandery” – symboliczny zwrot w kierunku retoryki Kremla – atmosfera w studiu jeszcze bardziej zgęstniała. Padały wzajemne oskarżenia o manipulacje, brak wiedzy i granie na emocjach wyborców. Napięcie w studiu narastało – polityczna burza bez szans na uspokojenie
W miarę jak dyskusja postępowała, widać było, że żaden z uczestników nie zamierza odpuścić. Zajączkowska-Hernik broniła swoich tez z determinacją, jednocześnie nie łagodząc tonu. Jej adwersarze natomiast reagowali coraz bardziej bezpośrednio i ostro.
Przerywanie, wzajemne poprawianie się, unoszone głosy – wszystko to sprawiało, że program zamienił się w konfrontację, w której merytoryka ustępowała emocjom. Prowadzący musiał kilkakrotnie przypominać o zasadach dyskusji, ale nawet te apele ginęły w natłoku ripost i kontrargumentów.
Ostatecznie wrażenie pozostawione przez to wydanie „Śniadania Rymanowskiego” jest jedno: polska debata o Ukrainie, Rosji i bezpieczeństwie weszła na poziom napięcia, jakiego dawno nie widziano. To już nie spór o konkretne zapisy polityczne – to konflikt światopoglądów, w którym każda ze stron uważa, że reprezentuje wyłączną prawdę, a druga stanowi zagrożenie dla państwa.