Czy Polska może znieść zmianę czasu? Aktualny stan prac i prognozy
Dwa razy w roku obiecujemy sobie, że to już „ostatni raz” – a potem znów kręcimy wskazówką. Teraz w prognozach znów błyszczy marzec 2026, a pytanie brzmi: czy Polska może sama zakończyć całą tę karuzelę? Kulisy są ciekawsze, niż się wydaje – od unijnej łamigłówki po sejmowe ruchy, które brzmią głośniej niż realnie zmieniają zasady gry.
Kto właściwie decyduje i dlaczego to wciąż trwa
„Zmiana czasu w Polsce” nie jest lokalnym pomysłem ani odosobnioną decyzją władz krajowych. Obowiązek przestawiania zegarków wynika z unijnego porządku prawnego — dopóki cała Wspólnota nie zdecyduje się na wspólne rozwiązanie, państwa członkowskie muszą funkcjonować według jednego, uzgodnionego kalendarza.
To właśnie ta synchronizacja sprawia, że transport międzynarodowy, systemy energetyczne, bankowe czy informatyczne działają bez zakłóceń, a granice czasowe w Europie nie zamieniają się w logistyczny chaos.
Bruksela od lat rozważała odejście od półrocznego „tańca wskazówek”. Już w 2018 roku zapowiadano zmiany, jednak projekt utknął na etapie politycznych sporów. Państwa członkowskie nie potrafiły dojść do porozumienia, czy lepszym rozwiązaniem byłby czas letni na stałe, czy też powrót do całorocznego czasu zimowego. W efekcie do dziś nie zapadła żadna wiążąca decyzja. Na razie więc wygrywa potrzeba spójności — harmonogramy lotów, rozkłady kolejowe i stabilność systemów finansowych okazały się ważniejsze niż pokusa jednostronnych, narodowych eksperymentów z czasem.
Marzec 2026: data, która wraca jak bumerang
Na tablicy odlotów zapisano już konkretną godzinę: w nocy z 28 na 29 marca 2026 r. zegarki przeskoczą z 2:00 na 3:00. To oficjalny start czasu letniego – i wiele wskazuje, że nie będzie „tym ostatnim”. Tak pokazują międzynarodowe serwisy czasu i kalendarze miast.
Co więcej, choć w 2025 r. do Sejmu wpłynął projekt w sprawie całorocznego czasu letniego, utknął on w procesie i – jak przyznawali politycy – nie miał szans zderzyć się z unijnym reżimem bez wspólnotowej decyzji. Opozycja i koalicja przerzucały się argumentami, a Europa w tym czasie… dalej debatowała.
Co dalej: unijny węzeł i polskie pomysły
Tu robi się najciekawiej. Hiszpański premier w 2025 r. dorzucił do ognia polityczny manifest, domagając się końca z przestawianiem zegarków – ale żeby Europa powiedziała „stop”, potrzebne jest porozumienie wielu stolic jednocześnie. Inaczej grozi nam czasowy patchwork: jedni latem na stałe, drudzy zimą – i chaos w rozkładach oraz finansach.
W Polsce? Dyskusja o stałym czasie letnim wraca jak sezonowy przebój, ale bez zielonego światła z Brukseli Warszawa nie może sama „wyłączyć” zmiany czasu bez ryzyka sankcji i organizacyjnego bałaganu. Dlatego – choć sondaże bywają bezlitosne dla DST – na dziś kurs jest prosty: marzec 2026 – przestawiamy, jesienią – cofamy, a decyzja „na zawsze” musi dojść z instytucji unijnych.