Gorzów Wielkopolski pogrążony w żałobie. Nie żyje policjantka o wielkim sercu
Monika Brojecka – policjantka z Gorzowa Wielkopolskiego, znana z empatii i uporu w pomaganiu innym – odeszła po długiej walce z ciężką chorobą. Koledzy z komendy mówią o „wielkiej stracie dla formacji”, a mieszkańcy miasta wspominają funkcjonariuszkę, która wyciągała rękę, zanim ktoś zdążył o to poprosić. Jak wyglądała jej droga i dlaczego o jej służbie mówi dziś cała Lubuszczyzna?
Nie żyje policjantka
W gorzowskiej policji mówili o niej po prostu „Monia”. Zaczynała w pionie patrolowo-interwencyjnym, później prowadziła dochodzenia, zawsze z pieczołowitością, która kazała jej wracać do poszkodowanych także po służbie. „Była prawdziwą wojowniczką” – tak w oficjalnych komunikatach żegnają ją przełożeni i współpracownicy. Wraz z wiadomością o śmierci spłynęły kondolencje od Komendanta Wojewódzkiego w Gorzowie oraz kierownictwa Komendy Głównej Policji. To rzadki, ale wymowny sygnał, że mówimy o funkcjonariuszce, która potrafiła zjednać sobie ludzi ponad mundurem.
Gdy dopadła ją choroba, koledzy ruszyli z pomocą. Policyjne strony publikowały apele, a lokalne media relacjonowały zbiórki. Sama Brojecka wcześniej pomagała innym – choćby w głośnej akcji zbierania nakrętek na operację serca dla małej Oli; w nieco ponad miesiąc uzbierano wtedy niemal 2,5 tony plastikowych korków. Taki bilans dobra nie bierze się znikąd.
Pożegnanie, które poruszyło miasto
W środę 12 listopada 2025 r. Lubuska Policja potwierdziła, że aspirant Monika Brojecka „odeszła na wieczną służbę”. W jednym zdaniu mieści się i żal, i policyjny rytuał: słowa, które padają tylko wobec tych, którzy zasłużyli na pamięć formacji. Media informowały, że funkcjonariuszka od lat zmagała się z poważnym schorzeniem, a mimo to nie traciła pogody ducha. Jej przełożeni i przyjaciele z komendy dziękowali za lata pracy „z sercem na dłoni”. W komentarzach mieszkańców przewija się jedno: była policjantką, do której można było zadzwonić nie tylko z problemem prawnym, ale i po prostu – z prośbą o radę.
To nie były puste słowa. Jeszcze zanim zachorowała, Brojecka angażowała się w pomoc chorym dzieciom – organizowała zbiórki, podawała dalej prośby o wsparcie, łączyła instytucje i ludzi. Taki „endorsement” (czyli publiczne wsparcie z użyciem własnego autorytetu) działał, bo za nazwiskiem stała realna praca. Wspomnienia kolegów z jednostki są zbieżne: zawsze pierwsza do roboty, ostatnia wychodząca z pokoju dochodzeniowców. A kiedy sama potrzebowała wsparcia, policjanci i cywile oddali jej to, co wcześniej rozdawała bez rachunku – czas, uwagę i pieniądze na leczenie.
Co zostaje po takiej historii: pamięć, standard i lekcja dla nas
Policja w oficjalnych komunikatach żegna Monikę Brojecką słowami „Cześć Jej Pamięci” – to najwyższa forma policyjnego hołdu. W praktyce oznacza to coś więcej niż wpis na stronie: w komendach wraca się do takich postaci przy szkoleniach i odprawach, pokazując młodym funkcjonariuszom, że „twardość” i „miękkość” da się pogodzić w jednej służbie. Dla miasta to sygnał, że mundur to nie tylko interwencje, ale także codzienne, ciche gesty. I że po drugiej stronie telefonu często stoi ktoś, kto sam wcześniej dźwigał czyjś ból. Oficjalny komunikat Komendy Głównej potwierdza skalę poruszenia i obejmuje kondolencjami bliskich funkcjonariuszki.
Na koniec zostaje pytanie, które zwykle pada po takich historiach: co możemy zrobić my, nie w mundurach? Może to proste „dziękuję” w okienku komendy, może włączenie się w lokalną zbiórkę, a może po prostu pamięć o czyimś imieniu na liście tych, którym miasto sporo zawdzięcza. W przypadku Moniki Brojeckiej to nie tylko wspomnienie dzielnej policjantki, ale i wzorzec dla tych, którzy dopiero uczą się, że służba zaczyna się tam, gdzie kończy się regulamin.