Wydarzenia Gwiazdy Dieta Finanse Zdrowie
Obserwuj nas na:
GorąceTematy.pl > Wydarzenia > Latami oblewała córkę kwasem. Teraz odpowie przed sądem
Kamil  Świętek
Kamil Świętek 19.11.2025 15:40

Latami oblewała córkę kwasem. Teraz odpowie przed sądem

Latami oblewała córkę kwasem. Teraz odpowie przed sądem
Fot. Canva

Wstrząsająca sprawa z Lubelszczyzny poruszyła całą Polskę. 44-letnia Monika B. przez lata miała polewać swoją córkę żrącymi substancjami, wywołując bolesne rany, blizny i trwałe oszpecenia, a wszystko to ukrywać pod pozorem tajemniczej choroby. Teraz, po latach dramatu, kobieta odpowiada przed sądem, a prokuratura domaga się dla niej surowej kary.

Koszmar, który trwał latami

Historia Julii to dramat, który trudno sobie wyobrazić. Przez siedem długich lat, od 2017 do 2024 roku, dziewczynka żyła w nieustającym piekle. Jej matka, 44-letnia Monika B., według ustaleń śledczych regularnie polewała córkę substancjami o działaniu drażniącym lub wręcz żrącym. To nie były jednorazowe incydenty — ból, pęcherze, stany zapalne, martwica skóry i blizny towarzyszyły dziecku niemal każdego dnia.

Matka miała szczególnie upodobać sobie aplikowanie substancji na twarz, szyję, kark i okolice uszu. To właśnie tam obrażenia były najgorsze. Jednym z najbardziej dramatycznych skutków jej działań było częściowe oskalpowanie prawego ucha Julii — dziewczynka straciła jego fragment, co lekarze określili jako trwałe oszpecenie.

Okrutne praktyki Monika B. maskowała rzekomą „chorobą skóry” dziecka. W sieci publikowała zdjęcia ran i owrzodzeń, sugerując, że córka cierpi na nieuleczalne schorzenie dermatologiczne. Twierdziła, że dziecko wymaga kosztownego leczenia, co miało uzasadniać organizowane przez nią publiczne zbiórki pieniędzy. Na fotografiach Julia wyglądała jak ofiara ciężkiej, nieznanej choroby — nikt z darczyńców nie wiedział, że źródłem cierpienia jest własna matka.

Dopiero gdy Monikę B. zatrzymano, a opiekę nad dzieckiem przejęły odpowiednie służby, stało się coś szokującego: rany zaczęły goić się same, a nowe zmiany przestały się pojawiać. To właśnie ten fakt — dla lekarzy wręcz podręcznikowy — stał się jednym z kluczowych dowodów obciążających matkę.

Monika B. usłyszała zarzuty

Zarzuty wobec Moniki B. są wyjątkowo poważne. Prokuratura oskarża ją o znęcanie się nad córką fizycznie i psychicznie, i to ze szczególnym okrucieństwem. Chodzi nie tylko o wieloletnie polewanie dziecka żrącymi substancjami, ale także o psychiczne wyniszczanie Julii, która dorastała w ciągłym strachu, bólu i poczuciu winy.

Biegli psychiatrzy orzekli, że kobieta cierpi na zespół Münchhausena przez przeniesienie. To zaburzenie, w którym opiekun celowo wywołuje lub symuluje choroby u osoby zależnej — najczęściej dziecka — aby wzbudzać współczucie, zainteresowanie i podziw otoczenia. W wielu przypadkach chodzi także o pieniądze, co potwierdza wątek zorganizowanych przez Monikę B. zbiórek internetowych.

Według śledczych kobieta budowała przez lata narrację o „chorej Julii”, publikowała dramatyczne zdjęcia, opisywała „walkę z chorobą”, zbierała środki na leczenie i utrzymywała kontakt z grupami wsparcia, zyskując nie tylko współczucie, ale i realne, finansowe korzyści. W opinii prokuratury był to celowy, przemyślany proceder.

Co więcej, rodzina Moniki B. początkowo próbowała jej bronić, twierdząc, że kobieta „zawsze była dobrą matką”, a obrażenia dziecka to efekt tajemniczej choroby. Jednak zeznania świadków, ekspertyzy medyczne i dokumentacja fotograficzna nie pozostawiły wątpliwości: rany nie miały charakteru samoistnego, a ich rozmieszczenie i dynamika wskazywały na regularne stosowanie substancji chemicznych.

Proces i grożąca kara

Sprawa Moniki B. trafiła przed Sąd Okręgowy w Siedlcach. Z uwagi na dobro małoletniej ofiary proces toczy się za zamkniętymi drzwiami. Wiadomo jednak, że prokuratura nie ma wątpliwości — jej zdaniem kobieta przez lata torturowała własne dziecko, a działania te doprowadziły do trwałego oszpecenia i narażenia życia Julii.

Obrońcy matki argumentują, że Monika B. jest osobą chorą, wymagającą leczenia psychiatrycznego, a nie surowej kary. Biegli potwierdzają zaburzenie, ale podkreślają, że oskarżona miała świadomość, że robi dziecku krzywdę — co ma kluczowe znaczenie prawne.

Na ten moment wyrok jeszcze nie zapadł — proces trwa. Prokuratura domaga się jednak wysokiej kary. Podobnego zdania są sąsiedzi Moniki B.

Diabeł wcielony, niech się smaży w piekle - mówił krewny jej męża.

Sam widziałem, że ją specjalnie sadzała w miejscu, gdzie były kleszcze - dodaje. 

Może nie chciała, żeby się dziecko wygadało? - zgadują. 

Ona nie robi, tylko z tego dziecka żyje - dodał inny sąsiad.

Przy tak poważnych zarzutach, w tym znęcania się ze szczególnym okrucieństwem i uszczerbku na zdrowiu, Monice B. grozi nawet do 20 lat więzienia. 

GorąceTematy.pl
Obserwuj nas na: