OFICJALNE: Jest decyzja sądu ws. Jarosława Kaczyńskiego
Pod pomnikiem smoleńskim od lat spotykają się polityka, emocje i kamery. Tym razem stawką był spór o dwa „dotknięcia twarzy” i wielka polityczna opowieść o odpowiedzialności za Smoleńsk. Decyzja zapadła dziś w Warszawie — i będzie miała dłuższy ogon niż poranna konferencja prasowa.
Z miesiącznicy do sądu
Wszystko zaczęło się podczas obchodów 10 września 2024 r. na Placu Piłsudskiego. Aktywista Zbigniew Komosa — ten od wieńców, które co miesiąc podgrzewają atmosferę — oskarżył Jarosława Kaczyńskiego o naruszenie nietykalności (to art. 217 kodeksu karnego: „naruszenie nietykalności cielesnej”, czyli pchnięcie, szarpnięcie, policzek). Skarga była prywatna, więc bez udziału prokuratury.
Gdy Sejm 6 grudnia 2024 r. uchylił Kaczyńskiemu immunitet, droga do procesu stanęła otworem. W sierpniu 2025 r. Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście umorzył postępowanie, uznając czyn za społecznie znikomy. Dziś sprawą zajął się sąd drugiej instancji — i to on postawił kropkę nad i.
Co powiedział sąd?
Co powiedział sąd i dlaczego
Sąd Okręgowy w Warszawie podtrzymał wcześniejsze umorzenie. Klucz leżał w dokładnych słowach z ust sędziego: „Nie były to wyprowadzone ciosy”, a raczej naruszenie nietykalności „bez doniosłości policzkowania”. Innymi słowy — coś między „odepchnięciem dłoni” a spoliczkowaniem, ale poniżej progu, by ścigać to jak przestępstwo. Sędzia dodał, że zachowanie Kaczyńskiego było reakcją na wieloletnie przypisywanie bratu, Lechowi Kaczyńskiemu, winy za katastrofę — od „sprawstwa” po sugestie zabójstwa. To ważny fragment uzasadnienia, bo tłumaczy kontekst emocji, choć ich nie rozgrzesza. Orzeczenie jest prawomocne, więc prawnie — game over. Źródła: relacje z sali i depesze agencji, które potwierdzają daty i treść decyzji.
Warto dodać: sąd rejonowy już w sierpniu wskazał „znikomą społeczną szkodliwość”, co w praktyce jest wentylem bezpieczeństwa prawa karnego — po to, by nie zamieniać każdego poszturchiwania w proces stulecia. Dzisiejsze orzeczenie tę linię utrzymało.
Co będzie dalej?
Polityczne skutki i „mały smaczek”
Co dalej? Prawnie: nic — sprawa zamknięta, przynajmniej na tym etapie. Politycznie: bardzo dużo. PiS natychmiast dostaje amunicję do narracji, że kolejne „polowanie” na Kaczyńskiego znów skończyło się fiaskiem, a cała akcja miała jedynie przykryć brak innych tematów. Opozycja z kolei będzie podkreślać, że obrazy spod pomnika i tak obiegły media, a sposób zachowania głównych bohaterów zostanie zapamiętany znacznie dłużej niż jakiekolwiek postanowienie prokuratury. W kuluarach mówi się, że sztaby po obu stronach liczą na klasyczny „efekt bumerangu”: każdy powrót Smoleńska do debaty publicznej mobilizuje twarde elektoraty, a jednocześnie zniechęca wyborców środka, którzy mają dość powtarzających się od lat scen.
Krótko mówiąc: emocje są, nowych wyborców — brak. Polityczny bilans pozostaje więc właściwie niezmienny, nawet jeśli temperatura komentarzy znów skoczyła. A na dokładkę dochodzi jeszcze medialny smaczek: jak donoszą redakcje, Komosa miał później sam szarpać działacza klubów „GP”, co oczywiście natychmiast wywołało kolejną serię interpretacji i kontrinterpretacji. Jeśli ktoś szuka w tym logiki, niech zacznie od telewizyjnego ujęcia — bo to ono żyje dłużej niż paragraf i to właśnie ono buduje narrację, często ważniejszą niż jakikolwiek formalny finał sprawy.