Wściekli kibice stoją pod Stadionem Narodowym. Wszystko przez Karola Nawrockiego
Gwiazdorska oprawa, hymn na pełen głos i… puste sektory. Gdy Polska zaczynała hit z Holandią w Warszawie, przed bramami PGE Narodowego stały jeszcze tłumy. Kibice z biletami w telefonie, szalikiem na szyi i miną „czy ja zdążę?”, odbijali się od ślimaczącej się kontroli. Co poszło nie tak?Całe to zamieszanie spowodowane jest wizytą Prezydenta RP Karola Nawrockiego na trybunach.
Organizacja na zakręcie
W piątek, 14 listopada 2025 r., drużyny wyszły na murawę o 20:42, lecz trybuny wciąż miały zaskakująco dużo pustych miejsc. Chwilę wcześniej dziennikarze informowali o „gigantycznych kolejkach” pod bramami stadionu — kontrola miała być wyjątkowo drobiazgowa, a liczba służb większa niż zazwyczaj. Atmosfera przed wejściami była napięta, bo kibice, mimo przyjścia z odpowiednim wyprzedzeniem, stali praktycznie w miejscu. Dlaczego? Okazuje się, że to wszystko z powodu wizyty Karola Nawrockiego na trybunach Stadionu Narodowego, przez co odbyły się wzmożone kontrole.
Efekt? Część fanów przegapiła pierwszy akord wieczoru, choć dokładnie stosowała się do komunikatów o konieczności pojawienia się „wcześniej”. Wielu z nich skarżyło się później w mediach społecznościowych, że procedury bezpieczeństwa po prostu sparaliżowały ruch przy bramach, odbierając im początek długo wyczekiwanego wydarzenia.
To jednak nie wszystko.
Serce sprawy: wolna bramka, szybki gwizdek
Relacje z okolic stadionu nie pozostawiały złudzeń: długie węże ludzi ciągnące się po chodnikach, korki przy wejściach i nerwowe popatrywanie na zegarki. Dziennikarze sportowi raportowali, że o 20:35 jedna z bram była całkowicie „przytkana”, a obiekt na kilka minut przed rozpoczęciem spotkania wciąż „świecił pustkami”. Wskazywano zarówno na wzmocnione procedury bezpieczeństwa, jak i obecność ważnych gości, co miało bezpośrednio przełożyć się na znacznie wolniejsze tempo wpuszczania kibiców.
W sieci błyskawicznie pojawiały się komentarze o „logistycznej katastrofie”, a część fanów relacjonowała, że mimo przyjścia dużo wcześniej, utknęli w kolejce praktycznie bez ruchu. Na trybunach zaczęło robić się pełniej dopiero po pierwszych akcjach meczu, kiedy spóźnieni widzowie wreszcie przedarli się przez kontrolę bezpieczeństwa i znaleźli swoje miejsca — już po rozpoczęciu widowiska.
Co dalej? Jakie będą konsekwencje?
Co dalej: przeprosiny czy plan naprawczy?
Gdy opadły emocje, w sieci zawrzało. Kibice pytali, dlaczego komunikaty o „przyjściu wcześniej” nie wystarczyły i czemu bramy nie pracowały szybciej w godzinie szczytu. PGE Narodowy i organizatorzy będą musieli odpowiedzieć na proste pytania: czy liczba wejść była adekwatna do frekwencji, czy skanery i kontrola bagażu działały optymalnie i czy da się rozładować tłum bez kompromisów dla bezpieczeństwa.
Jedno jest pewne – po takim wieczorze oczekujemy konkretów: przeprosiny, wskazanie wąskich gardeł, nowy harmonogram wpuszczania, a nawet „fast track” dla rodzin z dziećmi. Inaczej przy następnym hicie znów zobaczymy memy zamiast sektorów wypełnionych od hymnu. Czy to początek poważnej korekty procedur na największym stadionie w kraju?