Plan pokojowy dla Ukrainy. Wiadomo, co na to Kijów
W Genewie ogłoszono „zaktualizowany i udoskonalony” plan zakończenia wojny. Biały Dom mówi o postępie i o tym, że projekt ma lepiej odpowiadać interesom Kijowa. Brzmi jak przełom? Spokojnie. Główne miny – granice, gwarancje bezpieczeństwa i rola NATO – nadal tykają. A termin forsowany przez Waszyngton przestał być świętością. To dopiero druga tercja meczu, nie dogrywka.
Kulisy z Genewy: optymizm na papierze, nerwy w kuluarach
Obie delegacje – amerykańska z szefem dyplomacji Marco Rubio na czele i ukraińska – mówią jednym głosem: rozmowy były „konstruktywne”, a plan przerobiono tak, by „w pełni podtrzymywał suwerenność Ukrainy” i dawał „sprawiedliwy pokój”. Wspólny komunikat to język dyplomacji, ale ważny jest akcent: Kijów deklaruje, że obecny szkic „odzwierciedla interes narodowy”. To istotna korekta wobec pierwotnej wersji, którą w Europie wielu czytało jak rosyjską listę życzeń.
I jeszcze jedno: padła zapowiedź, że prace będą kontynuowane mimo wcześniejszego „deadline’u”. Innymi słowy – zegar nadal tyka, ale wskazówki już nie poganiają.
Co faktycznie się zmieniło: red linie Kijowa i korekty Waszyngtonu
Najmocniejszy punkt dnia? Wyraźna deklaracja amerykańskiej delegacji, że przyszłe porozumienie „musi w pełni podtrzymywać suwerenność Ukrainy”. W komunikacie wydanym przez Biały Dom podkreślono, że w planie poprawiono zapisy budzące największe kontrowersje: ograniczenia ukraińskiej armii, zakaz obecności sił NATO i krótki katalog gwarancji bezpieczeństwa. Europejscy partnerzy nadal naciskają, by zrezygnować z jakiegokolwiek „przymusu terytorialnego” wobec Kijowa. Rubio – do niedawna krytyk w oczach części dyplomatów – mówi teraz o „żywym dokumencie”, który będzie jeszcze dopasowywany. A polityczna presja, by zamknąć sprawę „do czwartku”, została poluzowana. To nie jest kosmetyka; to ratunek dla wiarygodności całej inicjatywy.
Warto podkreślić, że komunikat po genewskich spotkaniach nie zawiera map ani harmonogramów – i dobrze. Każdy detal byłby dziś walutą na froncie i w propagandzie. Zamiast tego USA i Ukraina zapowiedziały „intensywne prace” oraz konsultacje z Europą. Tu też widać zmianę: Stary Kontynent, który wcześniej odrzucał amerykański projekt, teraz dostaje gwarancję, że usiądzie przy głównym stole, a nie gdzieś przy bufecie.
Co to dajej?
Po pierwsze, gwarancje bezpieczeństwa. Bez realnych konsekwencji za złamanie układu – sankcji automatycznych, sprzętowego parasola i stałego wsparcia – dokument będzie jak parasolka z dziurą. Po drugie, terytorium. Każda sugestia „korekty granic” to dla Kijowa czerwona kartka; w Genewie tej miny nie rozbrojono. Po trzecie, harmonogram. Jeśli termin nie będzie wiarygodny, Kreml spróbuje grać na zwłokę. W tej układance małe zdanie z komunikatu ma duże znaczenie: „będziemy kontynuować prace”. To kod na – co najmniej – kilka kolejnych rund. A co na to wszystko Ukraina?
Przedstawiciele Ukrainy oświadczyli, że obecny projekt odzwierciedla ich interesy narodowe i oferuje wiarygodne mechanizmy ochrony bezpieczeństwa - przekazano w komunikacie.