Wydarzenia Gwiazdy Dieta Finanse Zdrowie
Obserwuj nas na:
GorąceTematy.pl > Wydarzenia > Skandal na stadionie Narodowym. Kibice ujawniają szczegóły
Elżbieta Włodarska
Elżbieta Włodarska 15.11.2025 09:54

Skandal na stadionie Narodowym. Kibice ujawniają szczegóły

Skandal na stadionie Narodowym. Kibice ujawniają szczegóły
fot. kadr z YouTube @PolishFans TV

Podczas meczu Polska–Holandia na PGE Narodowym na trybunach zrobiło się gorąco nie tylko z powodu rac. Część fanów zarzuca policji upokarzające przeszukania przed wejściem na stadion. „Zaglądano nam między pośladki i grzebano w bieliźnie” – mówi lider grupy kibicowskiej. Czy to zapalnik dla nowej wojny między służbami a ultrasami, którzy szykowali „oprawę” (czyli choreografię z flagami i pirotechniką bezpłomieniową) na powrót głośnego dopingu? 

Kulisy meczu, który przerwano

Plan był efektowny: po latach przerwy na Narodowym miał wrócić zorganizowany doping. Zamiast fajerwerków – konsternacja. Służby nie wpuściły przygotowanej przez fanów oprawy, co wywołało wściekłość w sektorze najbardziej zagorzałych sympatyków. W 57. minucie na murawie wylądowały race, sędzia przerwał grę, a ultrasi demonstracyjnie opuścili trybunę. Piłkarze zremisowali 1:1, ale to incydent z trybun stał się numerem jeden wieczoru.

Na dodatek przed spotkaniem – twierdzą kibice – kontrole miały przekroczyć granice intymności. „Wchodziliśmy do namiotu, gdzie zaglądano nam między pośladki. Nigdy w życiu nie było czegoś takiego” – relacjonował w rozmowie z Kanałem Sportowym Mateusz Pilecki, szef stowarzyszenia „To My Polacy”, które odpowiadało za doping. Dodał, że na oprawę wydano ok. 10 tys. zł z prywatnych środków, a o odmowie wniesienia sprzętu poinformowano ich dopiero na miejscu.

Spędzasz nad czymś tygodnie, wydajesz 10 tysięcy złotych z prywatnych pieniędzy, spawasz gniazdo, przygotowujesz nagłośnienie, a PZPN nic nie dokłada… Zostaliśmy potraktowani jak małe dzieci, gdy powiedziano nam, że nic nie wniesiemy. Czemu nie? Bo nie. Bo taka jest decyzja służb. Jeśli policja robi jakieś inwigilacje, to mogła powiedzieć nam wcześniej. Ci ludzie przestraszyli się tego, że nasza inicjatywa nabiera tempa. Zrobiliśmy coś pięknego, a komuś zaczęło to przeszkadzać. Jak komuś może przeszkadzać patriotyzm i wsparcie piłkarzy? My chcieliśmy dać chłopakom „12 zawodnika” - relacjonował.

Oskarżenia, riposty, oświadczenia

Mateusz Pilecki nie krył swojego wzburzenia. Podczas rozmowy z Kanałem Sportowym wyjawił wstrząsające kulisy rewizji przeprowadzanych przez policję. Te, jego zdaniem, w znaczny sposób urągały godności.

Zostaliśmy upokorzeni. Byliśmy osłonieni kordonem policji. Wchodziliśmy do namiotu, gdzie zaglądano nam między pośladki i grzebano w majtkach. Nigdy w życiu nie było czegoś takiego. Na Litwie sama ochrona chwaliła nas za doping. Nie wypada mi nawet mówić, jak odzywała się do nas polska policja - powiedział.

Jednocześnie zaznaczył, że polska reprezentacja w pełni zasługuje na godny i mocny doping, podkreślając jednocześnie, że pokłada w niej pewne swoje nadzieje. Te dotyczą wstawiennictwa za stowarzyszeniem.

Uważam, że nasi piłkarze zasługują na najlepszy doping. Mam nadzieję, że wstawią się za nami, bo wiedzą, że potrafimy zrobić dla nich coś wielkiego. Nikt jednak nie chce być traktowany jak zdeptane g***o - powiedział.

Co dalej: konsekwencje i pytania bez odpowiedzi

PZPN po meczu wydał kategoryczne oświadczenie potępiające wrzucanie rac i zapowiadające identyfikację oraz konsekwencje wobec sprawców. Federacja nie owijała w bawełnę: takie zachowania narażają reprezentację na kary i ryzyko zamknięcia trybun w barażach. „Tego typu działania nie będą tolerowane” – podkreślono. Trener Jan Urban wtórował: „Po co nam to? To nikomu niepotrzebne”. 

A co na to policja? Stołeczna komenda jeszcze przed spotkaniem zapowiadała wzmożone siły i „zabezpieczenie meczu podwyższonego ryzyka”. Na moment publikacji nie opublikowano oficjalnej, szczegółowej odpowiedzi na zarzuty o sposób prowadzenia rewizji. Wiadomo za to, że decyzja o niewpuszczeniu oprawy miała – według relacji dziennikarskich ze stadionu – zapaść po stronie służb mundurowych. To ostatnie stało się bezpośrednią iskrą dla protestu na trybunach.

UEFA przygląda się sprawie, a PZPN – jak zapowiada – przeanalizuje nagrania i wskaże winnych. Scenariusz? Kary finansowe, ewentualne ograniczenia pojemności trybun, w skrajnym wypadku mecz bez publiczności. To nie pierwszy raz, gdy pirotechnika psuje widowisko – i nie pierwszy raz, gdy kibole i służby grają w dwa ognie kosztem kadry. Tymczasem fani mówią o „upokorzeniu” podczas kontroli i zapowiadają walkę o swoje racje; służby będą bronić procedur bezpieczeństwa. Czy ktoś wyłoży kawę na ławę: kto, kiedy i dlaczego podjął decyzję o zablokowaniu oprawy – i czy kontrole faktycznie przekroczyły standardy? Na odpowiedź czekają nie tylko ultrasi, ale i selekcjoner, który nie chce znów ryzykować przerwy w meczu o stawkę. 

GorąceTematy.pl
Obserwuj nas na: