Tego obawia się Jarosław Kaczyński. Ekspert komentuje
Waldemar Żurek w fotelu ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego to scenariusz, którego na Nowogrodzkiej nikt nie chciał. Rozliczenia przyspieszają, język jest ostry, a nazwiska z dawnych list wpływów wracają jak bumerang. Czy to naprawdę „koszmar prezesa”, jak twierdzą eksperci? I co dokładnie budzi dziś lęk w obozie PiS?
Żurek wchodzi do gry, a tempo rośnie
Nowy układ w wymiarze sprawiedliwości uderza w to, co PiS uważał za swoje twarde zaplecze: kontrolę narracji wokół śledztw oraz polityczne bezpieczeństwo dawnych decydentów. Publiczne wystąpienia Żurka są krótkie, bezlitosne i celne, a prokuratura podejmuje kroki, które dotąd ciągnęły się miesiącami. W tle – spektakl emocji. Gdy minister punktuje przeciwników, słychać na prawicy trzask pękających pewników. To już nie spór o symbole, ale o bardzo konkretne akta.
Czego boi się prezes? Trzy elementy układanki
Po pierwsze: przyspieszone rozliczenia. Według politologa Mirosława Oczkosia, pojawienie się Żurka to właśnie spełnienie marzenia wyborców z 2023 r., by rozliczyć poprzednią władzę – i najgorszy wariant dla PiS. Ekspert w rozmowie z “Faktem” wskazuje, że mechanizmy zaostrzone przez Zbigniewa Ziobrę – jak konfiskata rozszerzona czy wyższe sankcje – dziś „wracają” do autorów. Innymi słowy: narzędzia systemu zaczęły działać bez taryfy ulgowej także na dawnych gospodarzy resortu. To sprawia, że każdy kolejny wniosek prokuratury jest politycznym trzęsieniem ziemi.
Tak, żeby rozliczać poprzednią władzę - powiedział, pytany o to, czy pojawienie się Żurka może być “koszmarem” Kaczyńskiego.
Po drugie: efekt domina wokół Ziobry. Uchylenie immunitetu i seria decyzji śledczych uruchomiły lawinę, której trudno się przeciwstawić, zwłaszcza gdy główny zainteresowany przebywa poza krajem i komentuje sprawy z dystansu. Każdy nowy komunikat prokuratury podbija narrację o „nieodwracalności” tego procesu.
Minister Ziobro z kolegami ułożyli sobie państwo pod siebie, czyli konfiskata rozszerzona, podniesienie kar więzienia za różne przestępstwa. I teraz to zaczyna w nich uderzać. I to dla ludzi też jest niewiarygodne. Pamiętamy, jak butny był pan Ziobro na trybunie [...] miał poczucie, że nic się nie wydarzy, bo oni są "nieudacznikami" - tłumaczył.
Po trzecie: nastroje społeczne, które sprzyjają twardemu kursowi wobec nadużyć. Dane z badań zaufania CBOS po wyborach prezydenckich pokazywały wysoką temperaturę emocji i gotowość opinii publicznej do karania „swoich”, jeśli zawiedli standardy. W takiej atmosferze każde wahnięcie narracji PiS pracuje przeciw partii, a nie za nią.
Co dalej: skurczony parasol i plotka z korytarza
Jeśli ten kurs się utrzyma, PiS może wpaść w polityczną pułapkę, w której samo bronienie dawnych decyzji będzie odświeżać najgorsze wspomnienia z lat 2015–2023. Skutek? Parasol ochronny nad byłymi decydentami robi się coraz mniejszy, a wewnętrzne animozje – zwłaszcza między ludźmi Kaczyńskiego a ziobrystami – coraz większe.
Według kuluarowych doniesień, w prawicy rośnie obawa, że każda konferencja Żurka to „odliczanie do kolejnego zatrzymania” – niezależnie od faktu, czy finalnie zapadną surowe wyroki. I tu ironia losu: twarde narzędzia prawa, kiedyś reklamowane jako „koniec bezkarności”, dziś wyświetlają najostrzejszy obraz właśnie autorom hasła. A prezes? Oficjalnie pewny siebie, nieoficjalnie ogląda kalendarz śledczych częściej niż sondaże. Bo w polityce – jak w żurku – diabeł tkwi w zakwasie.