Tragedia rodzinna w Sanoku. Dwie osoby nie żyją
Dramat w Sanoku wstrząsnął nawet rutynowymi bywalcami kronik kryminalnych. W czwartek, 20 listopada służby weszły do mieszkania w dzielnicy Wójtostwo. Chwilę później padły strzały, a na klatce schodowej zrobiło się gęsto od mundurów i pytań. Zginął mężczyzna, w lokalu znaleziono ciało kobiety. To jedna z tych historii, w których daty i procedury ścierają się z emocjami sąsiadów i dramatem rodziny.
Kulisy interwencji: czujniki, wyważone drzwi i eskalacja
Policja dostała zgłoszenie: agresywny mężczyzna zabarykadował się z matką. To, co brzmiało jak kolejny alarm rodzinny, w Sanoku szybko przekształciło się w sytuację wysokiego ryzyka. Gdy w mieszkaniu uruchomiły się czujniki gazu (to prosty detektor stężenia, który „krzyczy”, gdy w powietrzu może być niebezpiecznie), funkcjonariusze w asyście strażaków zdecydowali o siłowym wejściu.
Wtedy agresor rzucił się na nich z ostrym narzędziem. Środki przymusu okazały się nieskuteczne, padł strzał z broni służbowej. Mężczyzny nie udało się uratować, a w środku znaleziono ciało kobiety. Sanok przełknął gorzką pigułkę – to był rodzinny dramat zakończony tragedią.
PILNE!!! Policjanci otrzymali informację o agresywnym mężczyźnie, który zamknął się ze swoją matką w jednym z mieszkań w Sanoku. Z uwagi na to, że w mieszkaniu włączył się czujnik gazu, istniało podejrzenie, że mógł odkręcić kurki z gazem, dlatego podjęto decyzję o wejściu do środka. Agresywny mężczyzna zaatakował ostrym narzędziem dwóch policjantów oraz strażaka. Policjanci użyli ŚPB, jednak te środki nie skutkowały, użyli broni służbowej. Mimo reanimacji życia mężczyzny nie udało się uratować. W mieszkaniu policjanci znaleźli ciało kobiety. Na miejscu trwają czynności - przekazała w komunikacie zamieszczonym na X podkarpacka policja.
Bilans ofiar i ranni funkcjonariusze
„Ranni zostali dwaj policjanci i strażak” – przekazał oficer prasowy sanockiej straży pożarnej, st. kpt. Paweł Giba w rozmowie z TVN24. Ratownik z raną ciętą tułowia i dłoni został śmigłowcem LPR przetransportowany do szpitala w Rzeszowie. To nie jest ta filmowa scena, w której bohater otrzepuje mundur i idzie dalej; to realne konsekwencje sekundy chaosu.
W tle są już rutynowe czynności prokuratury i policji, ale także sąsiedzi, którzy być może jeszcze kilka godzin temu mijali matkę i syna na klatce. Sanok, zwykle spokojny, teraz trafił na nagłówki.
Co dalej dla Sanoka: pytania bez łatwych odpowiedzi
Śledczy będą teraz rozplątywać każdy wątek: czy w mieszkaniu faktycznie manipulowano instalacją gazową, z jakiego powodu doszło do eskalacji, wreszcie – jakie były relacje w rodzinie na krótko przed tragedią. Dziennikarska kronika odnotuje datę, miejsce i decyzje służb, ale Sanok zapamięta na długo widok karetek i policyjnych taśm. Jedno jest pewne: to zdarzenie wróci w raportach, szkoleniach i – niestety – w rozmowach sąsiadów.