Warszawa: Przerażające znalezisko strażników miejskich. 30-latka w stanie agonalnym, okoliczności szokują
Strażnicy miejscy, którzy tej nocy patrolowali ulice stolicy, długo nie mogli dojść do siebie po tym, co zobaczyli. W mroku, między blokami, na zimnej trawie leżała młoda kobieta — ledwie słyszalnym szeptem błagała o pomoc. Nie wiadomo, ile czasu tam spędziła, ani ilu ludzi minęło ją obojętnie. Wiadomo natomiast jedno: okoliczności, które doprowadziły do tego dramatycznego odkrycia, mrożą krew w żyłach.
Warszawa: 30-latka wypadła z okna
Zgłoszenie o kobiecie rzekomo leżącej przy trawniku przy ul. Zbaraskiej dotarło do strażników 3 grudnia około godziny 1:30. Patrol zjawił się we wskazanym miejscu niemal natychmiast, jednak pod podaną lokalizacją nikogo nie znalazł. Funkcjonariusze – zamiast od razu opuścić teren – zaczęli przeczesywać okoliczne podwórka. W końcu ich wzrok przykuła sylwetka leżącej przed jednym z bloków w rejonie ul. Kinowej. Temperatura tej nocy wynosiła około 0 stopni Celsjusza — to wystarczyło, by wychłodzona osoba znalazła się w stanie krytycznym.
Okazało się, że kobieta — około 30-letnia obywatelka Ukrainy — wypadła z drugiego piętra budynku. Strażnicy natychmiast wezwali karetkę i policję. Niezwłocznie przystąpili do udzielania pierwszej pomocy: okryli ją kocem termicznym i starali się zapewnić, choć minimalny komfort, pilnując, by nie próbowała się poruszać. Jak mówił cytowany w komunikacie funkcjonariusz:
Wiemy, jak postępować w takich sytuacjach; najważniejsze jest, aby przed przyjazdem ratowników nie przemieszczać osoby poszkodowanej ze względu na możliwy uraz kręgosłupa. Było zimno. Okryliśmy kobietę kocem termicznym i zapewniliśmy jej komfort psychiczny, informując, że karetka jest już w drodze. Dopilnowaliśmy też, by nie próbowała się poruszać, mimo niewygodnej pozycji.
Po przybyciu ratowników medycznych kobieta została natychmiast zabrana do szpitala.
Co dalej ze zdrowiem 30-latki?
Według informacji przekazanych przez służby, 30-latka trafiła do szpitala. Na razie nie podano żadnych szczegółów na temat jej stanu ani rokowań; wiadomo jedynie, że natychmiast po przybyciu ratowników zdecydowano o hospitalizacji.
Nie ma potwierdzenia, by kobieta zmarła — jedynie fakt, że w tym dramatycznym momencie jej życie dosłownie wisiało na włosku. To, że w stanie agonalnym znalazła się na trawniku, w zimnej nocy, po upadku z wysokości — to wystarczająco dramatyczne. Akcja ratowników mogła uratować jej życie; czy tak się stało — przekonamy się, gdy służby przekażą więcej informacji.
Błagała o pomoc, nikt nie reagował
Najbardziej wstrząsające w tej historii jest to, że kobieta leżała przed blokiem w stolicy — w czasie, gdy ulica nocą nie jest pusta, a wiele osób wraca do domów lub wędruje osiedlowymi alejkami. A jednak nikt nie zareagował. Nie pomógł przechodzień, nie zainteresował się sąsiad — choć ktoś, kto zobaczył leżącą, mógł po prostu zadzwonić pod numer alarmowy. Według relacji służb, kobieta miała cały czas pojękiwać: “zimno, boli”, co tylko dodatkowo zwiększa dramaturgie chwili.
Fakt, że kobieta mogła wykrwawić się, zamarznąć, a jednak ktoś przechodził obojętnie — to coś, co budzi gniew i pytania o nasze człowieczeństwo. Czy ludzie bali się podejść? Może uznali, że to pijaczka albo ktoś pod wpływem? Może byli przekonani, że to czyjaś prywatna sprawa? A może po prostu ignorancja i obojętność?
Ta sytuacja powinna być dla nas wszystkich sygnałem: jeśli ktoś w potrzebie prosi o pomoc — trzeba zareagować. Bo czasami to właśnie sekundy decydują o życiu albo śmierci.