Jeden telefon od sąsiada i inspektor zapuka do drzwi
Hałas, zapach farby i robotnicy wnoszący materiały przez klatkę – to dla niektórych zwykły remont, a dla sąsiada powód do zgłoszenia sprawy inspekcji budowlanej. Właściciele mieszkań często nie mają świadomości, że nawet niewielkie przeróbki mogą być traktowane jako roboty budowlane wymagające zgłoszenia lub pozwolenia. A gdy inspektor stanie w drzwiach, konsekwencje finansowe potrafią wywrócić życie do góry nogami.
Media podgrzewają atmosferę, a przepisy są bardziej złożone niż się wydaje
Latem 2025 roku wybuchła medialna panika, kiedy w internecie zaczęły krążyć nagłówki o milionowych karach za przeróbki mieszkań. W rzeczywistości chodziło o legalizację samowoli budowlanych dotyczących całych obiektów – domów, nadbudów, wolnostojących garaży – a nie o remonty w lokalach. To jednak nie oznacza, że właściciele mogą być spokojni.
Zwyczajna ingerencja w układ lokalu, jak przesunięcie ściany czy montaż instalacji w nośnych elementach, może zostać zakwalifikowana jako roboty budowlane wymagające formalnego zgłoszenia. I choć same mandaty rzadko przekraczają tysiąc złotych, to koszty legalizacji po fakcie mogą iść w dziesiątki tysięcy, kiedy doliczyć projekty, ekspertyzy czy poprawki konstrukcyjne.
Najczęściej kontrola zaczyna się od zwykłego zgłoszenia
Zdecydowana większość wizyt inspektora nadzoru budowlanego nie ma nic wspólnego z szeroko zakrojonymi akcjami. Ich źródłem jest najczęściej sąsiedzki sygnał – telefon do zarządcy lub do inspektoratu, gdy ktoś słyszy niepokojące odgłosy zza ściany albo obserwuje robotników wynoszących gruz.
Nadzór reaguje, bo jego zadaniem jest zapobiegać zagrożeniom konstrukcyjnym i samowoli, nie rozstrzygać kłótni domowych. Tyle wystarczy, by urzędnik pojawił się z upoważnieniem, a właściciel stanął przed koniecznością tłumaczenia się z każdego elementu prac.
Inspektor może wejść do mieszkania bez twojej zgody
Prawo budowlane daje inspektorom szerokie kompetencje. Jeśli mają podstawę do przypuszczeń, że doszło do naruszenia przepisów, mogą wejść do mieszkania bez nakazu sądu i bez uprzedniego zawiadomienia. Wizyta może odbyć się nawet pod nieobecność właściciela, w obecności pełnoletniego świadka, a odmowa wstępu lub utrudnianie czynności może skutkować sankcjami karnymi.
Co gorsza, w świetle przepisów za nielegalne prace odpowiada zawsze aktualny właściciel lokalu – nawet jeśli przeróbki wykonał poprzedni właściciel lata wcześniej. To oznacza, że jeden telefon od sąsiada może uruchomić procedurę, w której zapłacisz tysiące złotych za błędy popełnione przez kogoś, kto już dawno się wyprowadził.