Kolumna Zełenskiego wywołała poruszenie w Warszawie. Tego nie zrobiono nawet podczas wizyty Trumpa
W piątkowe południe centrum Warszawy zamieniło się w ruchomą twierdzę. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przejechał przez stolicę w eskorcie, która bardziej przypominała hollywoodzki blockbuster niż zwykły przejazd VIP-a. Tyle widać gołym okiem. Ciekawsze jest to, czego… nie widać. I co z tej oprawy wynika.
- Operacja „kolumna”. Maskowanie w praktyce
- Obraz, światła i sygnały. Co komunikowała scena?
Operacja „kolumna”. Maskowanie w praktyce
Według relacji z piątku kolumna liczyła kilkanaście pojazdów. Ekspert protokołu dyplomatycznego dr Janusz Sibora zwrócił uwagę na detal: przy limuzynie Zełenskiego biegło aż sześciu ochroniarzy, a na samej limuzynie migał niebieski sygnalizator — rzadko spotykany, bo zwyczajowo „prezydenckie” auto nie świeci jak radiowóz.
Kolumna zatrzymała się też niespodziewanie przy Grobie Nieznanego Żołnierza. To wszystko nie przypadek, lecz zestaw chwytów, które mają zmylić ewentualnego napastnika, klasyczną „grą w trzy kubki” z dwiema bliźniaczymi limuzynami, by nie było wiadomo, gdzie siedzi głowa państwa. Tak opisuje to Sibora, porównując warszawskie zabezpieczenie do wizyt amerykańskich prezydentów.
Tłem politycznym była wizyta i rozmowy w Pałacu Prezydenckim. Zełenski publicznie zaoferował Polsce know-how w obronie przed dronami i zachęcał polskie firmy do udziału w odbudowie Ukrainy — czyli konkrety, które budują narrację o partnerstwie, nie tylko proszeniu o pomoc. Padło też zaproszenie dla Karola Nawrockiego do Kijowa.
Zdarzają się takie sytuacje, w których obraz odgrywa rolę. Zastosowano ten zabieg np. z obrazem "Straż nocna" Rembrandta podczas oficjalnej wizyty Baracka Obamy w Holandii w 2014 r. - powiedział dr Janusz Sibora.
Obraz, światła i sygnały. Co komunikowała scena?
Na zdjęciach ze spotkania w oczy wbija się dzieło Wojciecha Kossaka „Kościuszko prowadzi kosynierów do ataku” zawieszone za plecami obu przywódców. Czy to świadomy wybór gospodarzy, czy zwykła dekoracja — na to ekspert nie stawia jeszcze pieczęci. Ale symbolika aż prosi się o odczyt: polska tradycja powstańcza kontra rosyjska agresja dziś. Polityka kocha takie obrazki, bo mówią subtelniej niż oświadczenia.
Jednocześnie w krajowym przekazie pobrzmiała nuta chłodu: prezydent Karol Nawrocki głośno mówił o „braku należytego docenienia” polskiego wsparcia przez Kijów. To wybrzmiało na tle deklaracji o współpracy i pamięci historycznej — i rozpaliło komentarze bardziej niż lista uzgodnień.
Co dalej? Ryzyko szumu i okazja do resetu
Co wynika z tej ostentacyjnej, ale przemyślanej kolumny? Po pierwsze, bezpieczeństwo. Po drugie, komunikat: Ukraina nie przyjechała po prośby, tylko z ofertą — doświadczenie z frontu w zamian za wsparcie polityczne i gospodarcze.
W dyplomacji taki układ gestów i rekwizytów to właśnie „protokół”, czyli sceny grzeczności i scenografia z konkretną funkcją, która ma znaczenie. I choć deklaracje o dronach i współpracy brzmiały konkretnie, to wewnętrzny polski spór o „wdzięczność” grozi, że przysłoni meritum.