Matka i dziecko zginęli po wpadnięciu do stawu. Wzruszające słowa sąsiadów
We wtorkowy wieczór los napisał najgorszy możliwy scenariusz dla jednej z rodzin z Radzewa pod Kórnikiem (woj. wielkopolskie). Co zaczęło się jak zwykła zabawa na śniegu, zakończyło się tragedią, która wstrząsnęła całą miejscowością. Choć sąsiedzi nie potrafią w to uwierzyć, ciąg dalszy okazał się fatalny.
Tadek ślizgał się, a potem… noc pełna nerwów
We wtorek ok. godz. 18:30 służby otrzymały zgłoszenie z prywatnej posesji w Radzewie – nad przydomowym stawem zauważono kobietę unoszącą się na powierzchni lodowatej wody. Na miejscu błyskawicznie pojawiła się straż pożarna, grupa ratownictwa wodno-nurkowego, policja i pogotowie. Ratownicy wyciągnęli 49-letnią kobietę i wkrótce potem – z dna zbiornika – jej 7-letniego syna. Oboje zostali przetransportowani w stanie krytycznym do poznańskich szpitali i walczono o ich życie. Niestety, dramatyczny finał nastąpił już nad ranem i w południe 31 grudnia – oboje zmarli.
Policja wstępnie zakwalifikowała zdarzenie jako nieszczęśliwy wypadek, ale dokładne okoliczności wciąż są ustalane. Na razie nie jest jasne, czy mama weszła na cienki lód razem z dzieckiem, czy dopiero podjęła próbę ratowania chłopca, gdy ten wpadł do wody. Śledczy pracują nad odpowiedzią na to pytanie.
„Była taka odpowiedzialna…” — sąsiedzi w szoku
Dla wielu mieszkańców Radzewa ta tragedia to wciąż coś niewyobrażalnego. Sąsiedzi, z którymi rozmawiał reporter „Faktu”, opisują 49-latkę jako osobę odpowiedzialną, ostrożną i dbającą o swoje dziecko. Niektórzy nie potrafią zrozumieć, jak mogło dojść do tak dramatycznego zdarzenia. „Niemożliwe, by pozwoliła synkowi wejść na lód” – mówili w rozmowie z dziennikarzami. Teren posesji miał być ogrodzony, a dla chłopca przygotowano nawet plac zabaw.
Aneta była taka odpowiedzialna. Niemożliwe, by pozwoliła synkowi wejść na lód, by poszła tam razem z nim - mówią sąsiedzi na łamach “Faktu”
Choć wielu sąsiadów wyobraża sobie zabawy na śniegu i ślizgawce, właśnie ta pokrywa śniegu nad zamarzniętym stawem mogła okazać się zdradliwa — pięknie wygląda, ale cienka tafla lodu potrafi nie wytrzymać ciężaru.
Podejrzewam, że Wiktor, jak to dziecko, myślał, że się poślizga i pewnie mama za nim wskoczyła. Inaczej nie wyobrażam sobie, żeby weszła, bo była bardzo odpowiedzialna — zastanawia się sąsiadka rodziny - powiedziała sąsiadka rodziny.
Policja natomiast ma ważny apel.
Apel ratowników i pytanie na koniec roku
Po tragedii policja ponowiła ważny apel do mieszkańców: nie wchodźmy na zamarznięte jeziora, stawy i inne naturalne akweny w sezonie zimowym. Nawet gdy wydaje się, że lód jest gruby, pod warstwą śniegu wiele niebezpieczeństw może pozostać niewidocznych.
Apelujemy do dzieci i dorosłych o to, abyśmy nie wchodzili na zamarznięte jeziora czy stawy. Niesie to za sobą wielkie niebezpieczeństwo. Zalegający na pokrywie lodowej śnieg potrafi być bardzo zdradliwy. Pod warstwą śniegu trudno ocenić zagrożenie, ponieważ nie widać grubości lodu. Pamiętajmy, że jedyny bezpieczny lód jest na sztucznym lodowisku i taką informację przekazujmy najmłodszym - zaapelował Łukasz Paterski, rzecznik prasowy poznańskiej policji.
Ta tragedia to brutalne przypomnienie, jak szybko może zmienić się zwykła chwila zabawy w coś najgorszego. Mieszkańcy Radzewa nadal próbują zrozumieć, co się wydarzyło i jak można zapobiec podobnym dramatom w przyszłości.