Zdarzenie w górach! Nie żyje pięcioro turystów
Potężna śnieżyca zamieniła jeden z najsłynniejszych trekkingów świata w pułapkę. Pięcioro zagranicznych turystów nie wróciło z wędrówki, a czwórkę ich towarzyszy uratowano po dramatycznej akcji w skrajnie trudnych warunkach. Służby mówią o wichurach jak przy huraganie i szlaku, na którym błąd liczy się w minutach, nie w godzinach. Zaczęło się jak przygoda życia – skończyło jak czarny sen.
Gdzie zgasło światło na popularnej „O-ce”
Śnieżyca uderzyła w poniedziałek, 17 listopada 2025 r., na wymagającej pętli „O” (zwanej też Macizo Paine). To kilkudniowy trekking dla doświadczonych, z odcinkami pozbawionymi osłony przed wiatrem i nagłymi załamaniami pogody. Grupa dziewięciu osób miała zniknąć w rejonie obozu Los Perros w Chile – to fragment, do którego najbliższym dojazdem jest wielogodzinny marsz, bez możliwości szybkiej ewakuacji.
Helikoptery przez wiele godzin nie mogły wystartować; w teren ruszyły 24-osobowe zespoły piesze: policja, wojsko, ratownicy górscy i leśnicy. Czworo odnaleziono żywych, pięcioro zginęło. Według władz wśród ofiar są dwie osoby z Meksyku, dwoje obywateli Niemiec i Brytyjka. „Składam najszczersze kondolencje rodzinom” – przekazał prezydent kraju, dziękując służbom.
Co udało się ustalić?
Serce historii: godziny na wietrze 190 km/h
To nie była zwykła zawieja. Anemometry notowały podmuchy rzędu 110–120 mph (ok. 175–190 km/h), a temperatura spadała w kilka minut. Trasa przy Los Perros słynie z „białych ścian” – chmur śniegu, które w kilka sekund odcinają widoczność; kompas i lina asekuracyjna nie są tam sprzętem „na wszelki wypadek”, tylko standardem. Zgodnie z relacjami, sygnał SOS pojawił się w mediach społecznościowych, a park zamknął cały masyw, by skupić się na poszukiwaniach i późniejszym transporcie ciał. To odcinek, gdzie błąd na grani, przekroczenie rzeki po świeżym opadzie lub wejście w złą depresję terenu może być nieodwracalne. Służby przygotowują się do ewakuacji ofiar, gdy tylko pogoda pozwoli.
Na miejscu pracują zespoły pod nadzorem władz regionu Magallanes; rozpoczęto też kontakt z konsulatami ofiar w sprawie repatriacji. Wstępne ustalenia mówią, że cała dziewiątka poruszała się wspólnie po odcinku szlaku pomiędzy biwakami, a do tragedii doszło w krótkim oknie gwałtownego załamania. „Warunki utrudniają odzyskanie ciał” – informują urzędnicy.
Co dalej w tej sprawie?
Co dalej: zamknięte szlaki, trudne pytania i gorzka lekcja
Park pozostaje częściowo zamknięty, a śledczy z udziałem administracji obszaru chronionego i policji analizują przebieg zdarzeń: komunikaty pogodowe, wpisy rejestracyjne w obozach, wyposażenie grupy.
Pojawiają się pytania, czy prognozy ostrzegające przed „bombą śnieżną” dotarły do wszystkich turystów, i czy operatorzy turyści mieli plan odwrotu. Jedno jest pewne: wiosna na południe od równika bywa przewrotna, a „okno pogodowe” potrafi zatrzasnąć się bez ostrzeżenia. Władze zapowiadają wsparcie rodzinom i pełną współpracę z konsulatami.