Silne opady śniegu zablokowały S7. Kierowcy czekali w korkach po kilka godzin
Zaspy jak z katalogu zimowej idylli, tylko kompletnie bez bajkowego finału. Trasa S7 stanęła w obu kierunkach na wysokości Rychnowskiej Woli, a kierowcy – rodziny z dziećmi, kurierzy, gwiazdy lokalnych stacji i całe karawany tirów – utknęli na lodowym bezruchu. GDDKiA ostrzegała, że blokada może potrwać kolejne godziny, a w autach kończyły się termosy i cierpliwość. S7 zablokowana.
- Gdzie i dlaczego stanęła S7
- Kierowcy uwięzieni na trasie
- Działania służb i komunikaty GDDKiA
Zawieja, ciężarówki i zero ruchu
Korek zaczął się gwałtownie wydłużać w momencie, gdy intensywne opady śniegu połączone z porywistym wiatrem niemal całkowicie zasypały jezdnię. Widoczność spadła do minimum, a kierowcy tracili orientację, gdzie kończy się pas ruchu, a zaczyna pobocze. W tych warunkach kilka ciężarówek stanęło w poprzek drogi, skutecznie blokując oba pasy i zmieniając ekspresową S7 w nieruchomy, biały parking bez perspektyw na szybkie odblokowanie.
W korku utknęły setki pojazdów – od aut osobowych po tiry i busy. „Droga wygląda tragicznie. Stoimy już cztery godziny” – mówiła jedna z kierujących na antenie TVN24. Na miejscu była również reporterka TVP Info, której relacja potwierdzała najgorsze obawy: warunki są fatalne, a służby mają ogromny problem z dotarciem do najbardziej newralgicznych punktów. S7 pozostawała zablokowana w obu kierunkach, a kierowcy mogli jedynie czekać, licząc na poprawę pogody i interwencję sprzętu odśnieżającego.
„Nie mamy jedzenia i picia”. Głos z zasp
W samym środku tego lodowatego paraliżu znaleźli się zwykli ludzie – rodziny, dzieci, osoby wracające z pracy. „Jesteśmy z dziećmi. Nie mamy jedzenia, nie mamy picia. Stoimy już cztery godziny” – relacjonowała pani Natalia, jedna z kierujących uwięzionych na S7. Jak dodała, nawet kontakt z GDDKiA nie był prosty: sieć była przeciążona, a połączenie udało się dopiero za czwartą próbą. W samochodach kończyły się zapasy, rosło zmęczenie i napięcie, a mróz potęgował poczucie bezradności.
Po godzinie 20:00 pojawiły się pierwsze ostrożne sygnały poprawy. Policja informowała, że w kierunku Gdańska ruch zaczyna „powoli ruszać”, a w stronę Warszawy auta „również stopniowo się przesuwają”. Funkcjonariusze apelowali o cierpliwość i rozsądne korzystanie z korytarza życia, podkreślając, że każda nieostrożność może znów zatrzymać kolumny pojazdów. S7 wciąż była daleka od normalnego przejazdu, ale po długich godzinach bezruchu pojawiła się nadzieja – nawet jeśli oznaczała jedynie ślimacze tempo do przodu.
Co dalej z S7? Prognoza na noc i objazdy
Służby – od drogowców po strażaków – mierzyły się nie tylko z grubą warstwą śniegu, ale także z silnymi podmuchami wiatru, które w kilka minut niweczyły efekty odśnieżania. Oczyszczone pasy znikały pod kolejnymi zaspami, jakby zima z uporem „udostępniała” swoje dzieło na nowo.
Pługosolarki pracowały w trybie ciągłym, a strażacy pomagali w udrażnianiu newralgicznych odcinków i zabezpieczaniu miejsc, gdzie pojazdy utknęły w śniegu lub na poboczach. Każdy przejazd był walką o metry, nie o kilometry.