Tragiczny los 14-latki. Śledczy maja nowe ustalenia
Śledczy zamknęli sprawę, lecz wokół śmierci 14-latki z Woli Małej wciąż pozostają pytania. To historia majowego popołudnia, dwóch koni i decyzji, która miała fatalne skutki. Ustalenia prokuratury malują chłodny obraz zdarzeń — bez sensacji, ale z detalami, które bolą.
Majowy dzień, który skończył się żałobą
Dziewczynki jechały leśnymi i polnymi drogami w pobliżu miejscowości Wola Mała. Według śledczych 14-latka była doświadczoną amazonką: bywała w stadninie, pomagała przy koniach i za to mogła jeździć w terenie. Tego dnia, wracając, na prostym odcinku miała paść propozycja „ścigamy się?”. Chwila ekscytacji, galop i nagle krzyk, a potem tępy odgłos upadku.
Pomoc przyszła szybko — mężczyzna mieszkający w pobliżu rozpoczął reanimację, którą przejęli ratownicy. Życia 14-latki nie udało się uratować. Źródła śledcze mówią wprost: to był nieszczęśliwy wypadek.
Co udało się ustalić w tej sprawie?
Decyzja prokuratury: umorzenie. I długa lista ustaleń
Sprawę prowadziła Prokuratura Rejonowa w Biłgoraju. Pod koniec listopada postępowanie umorzono, bo — jak czytamy w uzasadnieniu — nie ma podstaw do przypisania komukolwiek odpowiedzialności karnej. Konie były zdrowe i niepłochliwe, siodło — choć zużyte — sprawne. 14-latka jechała bez kasku i stroju ochronnego, ale dziś prawo nie nakłada na nastolatków obowiązku ich używania poza zorganizowanymi zajęciami.
Obrażenia opisane przez biegłych są druzgocące: przerwanie ciągłości kręgosłupa, złamania żeber z przebiciem opłucnej, stłuczenia płuc i uszkodzenia miednicy — skutek galopu, upadku na plecy i energii, której nie zamortyzował żaden ochraniacz. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zamościu, prok. Rafał Kawalec, potwierdził, że finał postępowania to „nieszczęśliwy wypadek”.
Co dalej po Woli Małej? Pytania o zasady, bezpieczeństwo i odpowiedzialność
Umorzenie nie zamyka dyskusji. W tle pozostają wcześniejsze wątki: nastolatki miały dostęp do koni, a jedna z nich — według ustaleń — korzystała z nich również wtedy, gdy w stadninie była „na zakazie”. Tego dnia zwierzęta wydała koleżanka za zgodą zarządcy; miały jeździć we dwie, bez instruktora. Śledczy zwracają uwagę, że przepisy nie regulują rekreacyjnej jazdy dzieci poza zajęciami — stąd brak podstaw do zarzutów.
To chłodna litera prawa, ale też impuls, by branża jeździecka spisała twardsze standardy: obowiązkowe kaski, kamizelki ochronne i jasne procedury wydawania koni nieletnim. Czy Wola Mała stanie się przypadkiem, który wreszcie coś zmieni?