Wrocław: Wyłowili samochód z rzeki. Po otwarciu strażakom aż zrobiło się słabo
Kiedy rzeczywistość zaczyna przypominać scenariusz czarnej komedii, zazwyczaj w tle pojawia się brawura, alkohol i fatalny splot okoliczności. Do niecodziennego zdarzenia doszło we Wrocławiu, gdzie miejska fosa zweryfikowała umiejętności pewnego kierowcy. To mogło skończyć się tragicznym wypadkiem. Dostawcę podsumował napis na aucie.
Wypadki drogowe w Polsce
Polskie drogi od lat są areną walki o bezpieczeństwo, a statystyki policyjne, mimo zaostrzania przepisów, wciąż nie napawają optymizmem. Każdego roku dochodzi do tysięcy zdarzeń, których głównym mianownikiem jest nadmierna prędkość, brawura lub, co gorsza, prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu. Wypadek komunikacyjny to nie tylko suche liczby w raportach Komendy Głównej Policji, ale przede wszystkim realne zagrożenie dla życia i zdrowia uczestników ruchu. Mechanizm jest zazwyczaj podobny: złudne poczucie kontroli nad maszyną, osłabiony czas reakcji i gwałtowna konfrontacja z prawami fizyki, która rzadko wybacza błędy.
Szczególnie niepokojące jest zjawisko, które obserwujemy w weekendy. To wtedy najczęściej dochodzi do zdarzeń z udziałem nietrzeźwych kierujących. Mimo licznych kampanii społecznych i drakońskich kar wciąż spora grupa kierowców decyduje się usiąść za kółkiem "na podwójnym gazie”. W przypadku kierowców zawodowych, kurierów czy dostawców jedzenia dochodzi do tego presja czasu i zmęczenie. To wybuchowa mieszanka. Wsiadając do samochodu pod wpływem alkoholu, kierowca drastycznie zawęża swoje pole widzenia, a ocena odległości staje się loterią. W takich warunkach miejska infrastruktura, krawężniki, latarnie, a w przypadku Wrocławia także zabytkowa fosa, stają się śmiertelnymi pułapkami.
Nie można zapominać o konsekwencjach prawnych, które w ostatnim czasie uległy znacznemu zaostrzeniu. Utrata prawa jazdy to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Wysokie grzywny, obowiązek wpłaty na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej, a w skrajnych przypadkach kara pozbawienia wolności to realna perspektywa dla każdego, kto decyduje się na jazdę po spożyciu alkoholu. Mimo to wciąż zdarzają się sytuacje, w których "jakoś to będzie” wygrywa ze zdrowym rozsądkiem, prowadząc do sytuacji tyleż niebezpiecznych, co absurdalnych.
Niebezpieczne wypadki w Polsce
Wpadnięcie samochodem do głębokiej wody to jeden z najczarniejszych scenariuszy, jaki może spotkać kierowcę. Choć w filmach akcji bohaterowie często wychodzą z takich opresji bez szwanku, rzeczywistość jest znacznie bardziej brutalna. Samochód, który traci przyczepność i ląduje w zbiorniku wodnym, natychmiast staje się metalową pułapką. Kluczowym czynnikiem jest tutaj ciśnienie hydrostatyczne. Woda napierająca na drzwi z zewnątrz sprawia, że ich otwarcie w pierwszych chwilach po zanurzeniu jest praktycznie niemożliwe dla przeciętnego człowieka. Siła potrzebna do wypchnięcia drzwi wielokrotnie przekracza możliwości ludzkich mięśni, co w połączeniu z paniką drastycznie zmniejsza szanse na ratunek.
Do tego dochodzi kwestia elektroniki. Nowoczesne samochody są naszpikowane systemami, które w kontakcie z wodą natychmiast przestają działać. Elektrycznie sterowane szyby czy zamki centralne mogą stać się bezużyteczne w ułamku sekundy, odcinając drogę ucieczki. W takich momentach decydujące są sekundy i zimna krew, towary deficytowe, zwłaszcza gdy kierowca znajduje się pod wpływem środków odurzających. Ryzyko utonięcia w wezbranym nurcie rzeki czy nawet, jak pokazuje wrocławski przypadek, w miejskiej fosie, jest śmiertelnie poważne. Woda wdziera się do kabiny, temperatura spada, a orientacja w przestrzeni zostaje zaburzona.

Służby ratunkowe wielokrotnie podkreślają, że akcje wyciągania pojazdów z wody należą do jednych z najtrudniejszych logistycznie. Wymagają użycia specjalistycznego sprzętu, nierzadko nurków i ciężkich dźwigów, co paraliżuje ruch w okolicy na wiele godzin. Każde takie zdarzenie generuje ogromne koszty i angażuje zasoby, które w tym samym czasie mogłyby być potrzebne w innym miejscu. To pokazuje, jak jedna nieodpowiedzialna decyzja uruchamia łańcuch zdarzeń angażujący dziesiątki osób, od strażaków, przez policjantów, aż po pomoc drogową.
Zobacz też: Co za cios w Nawrockiego. Europosłanka zarzuca mu "zdradę stanu"!
Kierowca wpadł do miejskiej fosy
13 grudnia zapisał się jako wyjątkowo pechowy dzień dla dostawcy pizzy poruszającego się po centrum Wrocławia. We wczesnych godzinach popołudniowych, tuż przed godziną 15, kierowany przez niego samochód wypadł z drogi na ulicy Podwale, przebił barierki zabezpieczające jezdnię i wpadł do miejskiej fosy. Zdarzenie miało miejsce w samym sercu miasta i natychmiast zwróciło uwagę przechodniów oraz kierowców.
Auto bardzo szybko znalazło się pod wodą. Na miejsce wezwano liczne służby ratunkowe: policję, straż pożarną, Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe oraz zespół ratownictwa medycznego. Jak poinformowało Dolnośląskie WOPR, kierujący pojazdem zdołał samodzielnie opuścić samochód jeszcze przed przybyciem ratowników. Po zakończeniu tych działań pojazd został zabezpieczony i wyciągnięty na brzeg.
Kierujący pojazdem zdołał opuścić samochód samodzielnie. Wraz ze strażakami PSP z JRG-1 nasz ratownik sprawdził, czy w pojeździe nie znajdują się inne osoby. Następnie zapięto pasy i za pomocą wyciągarki w wozie strażackim auto zostało wyciągnięte na brzeg - relacjonuje Dolnośląskie WOPR.
Kierowcą okazał się 29-letni mężczyzna. Odmówił on przeprowadzenia badania alkomatem, w związku z czym został przewieziony do szpitala, gdzie pobrano mu krew do dalszych badań. Jak wskazują służby, istnieje podejrzenie, że mężczyzna mógł prowadzić pojazd pod wpływem alkoholu. Okoliczności zdarzenia są obecnie wyjaśniane.
Dodatkowy rozgłos sprawie nadał fakt, że samochód, który wjechał do fosy, należał do znanej wrocławskiej pizzerii Mania Smaku. Lokal ten zyskał ogólnopolską rozpoznawalność podczas wyborów parlamentarnych w 2023 roku, kiedy to jego pracownicy dostarczali pizzę osobom czekającym w długich kolejkach do lokalu wyborczego na Jagodnie. Na zdjęciach dokumentujących akcję ratunkową widać, że na drzwiach pojazdu znajdowało się hasło reklamowe "Łamiemy przepizzy”, które w kontekście tego zdarzenia zostało odebrane przez wielu obserwatorów jako gorzko ironiczne.