Pożar w polskiej szkole. Ponad 400 osób ewakuowanych
Krótko po południu w podstawówce na Targówku rozległ się alarm, a korytarze wypełnił dym. „Pożar w szkole” – to hasło wystarczy, by każdy rodzic chwycił za telefon. Co spowodowało zamieszanie, jak wyglądała ewakuacja i kiedy dzieci wróciły na lekcje?
Alarm w południe: pierwszy sygnał i decyzja dyrekcji
W poniedziałek, 15 grudnia, około południa w Szkole Podstawowej nr 52 przy ul. Samarytanki rozległ się alarm pożarowy, który natychmiast przerwał trwające zajęcia lekcyjne. Nauczyciele bez zwłoki zareagowali na sygnał, a dyrekcja — zgodnie z obowiązującą procedurą bezpieczeństwa, czyli zestawem jasno określonych działań na wypadek zagrożenia — zarządziła natychmiastową ewakuację całego budynku.
Uczniowie ustawiali się klasami i pod opieką wychowawców opuszczali sale oraz korytarze, kierując się do wyznaczonych miejsc zbiórki na zewnątrz szkoły. Cały proces przebiegał sprawnie i bez paniki, co miało kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa dzieci.
Równolegle do straży pożarnej wpłynęło oficjalne zgłoszenie — o godzinie 12:23. Na miejsce skierowano cztery zastępy Państwowej Straży Pożarnej, a także patrol policji oraz pogotowie energetyczne, które miały zabezpieczyć teren i instalacje. Były to pierwsze 10–15 minut akcji, w których decydujące okazały się opanowanie, dyscyplina i ścisłe trzymanie się procedur — i, jak podkreślali strażacy, w SP 52 nie odnotowano żadnych problemów organizacyjnych. Według ich wstępnych ustaleń ogień nie zdążył wydostać się poza miejsce powstania.
Co było przyczyną pożaru?
Co się paliło i jak przebiegła ewakuacja?
Gdy wozy strażackie zatrzymały się pod szkołą, plac przed budynkiem był już pusty. Jeszcze przed przybyciem straży ewakuowano dokładnie 437 osób — uczniów, nauczycieli oraz pracowników placówki. Wewnątrz budynku tliła się skrzynka elektryczna, czyli element instalacji, w którym zbiegają się przewody oraz zabezpieczenia. To właśnie ona miała być źródłem zadymienia, które uruchomiło alarm i wymusiło przerwanie zajęć.
437 osób ewakuowało się ze szkoły przed przybyciem straży pożarnej. W zdarzeniu nie ma osób poszkodowanych. Po akcji uczniowie wrócili do klas, a lekcje były kontynuowane - przekazał st. asp. Bogdan Smoter ze stołecznej PSP.
Ratownicy weszli do środka w aparatach ochrony dróg oddechowych, odłączyli zasilanie i dokładnie sprawdzili wszystkie pomieszczenia. Następnie dogasili miejsce zdarzenia i upewnili się, że nie istnieje ryzyko ponownego zapłonu. Jak podkreślają służby, kluczowe znaczenie miały porządek na miejscu zbiórki oraz szybkie, zorganizowane opuszczanie budynku klasa po klasie, co pozwoliło skrócić całą akcję do niezbędnego minimum.
Spokojny finał: powrót na lekcje i co dalej z instalacją
Około godziny 13:40 strażacy zakończyli swoje działania na terenie szkoły. Korytarze zostały dokładnie przewietrzone, a kontrola przeprowadzona kamerą termowizyjną nie wykazała żadnych nowych ognisk ani podwyższonych temperatur. W efekcie „pożar w szkole” pozostał już tylko zapisem w raportach służb, a sytuacja została oficjalnie uznana za opanowaną.
Zajęcia zostały wznowione, uczniowie wrócili do klas, a administracja placówki rozpoczęła kontakt z energetykami w celu sprawdzenia i dodatkowego zabezpieczenia instalacji elektrycznej. Standardową procedurą po takim zdarzeniu jest przegląd skrzynek rozdzielczych i zabezpieczeń w całym budynku oraz test działania instalacji alarmowej. To zwykle moment, w którym rodzice zadają najważniejsze pytanie: czy następnego dnia lekcje odbędą się normalnie?
Na tę chwilę odpowiedź brzmiała: tak, choć szkoła nie wykluczała czasowego wyłączenia fragmentu sieci elektrycznej na czas niezbędnych prac serwisowych.
