Tak Donald Tusk wykorzystał 11 listopada. Takiej zagrywki nikt się nie spodziewał
Gdy cała Polska świętowała odzyskanie niepodległości, Donald Tusk postanowił zrobić coś zupełnie innego. Nie pojawił się tam, gdzie wszyscy się go spodziewali. Zamiast oficjalnych uroczystości i państwowego ceremoniału, wybrał zaskakujący kierunek. W sieci zawrzało, a internauci pytają: czy premier naprawdę mógł sobie na to pozwolić?
Ucieczka z Warszawy do Gdańska
Podczas gdy w Warszawie trwały oficjalne uroczystości z udziałem najwyższych władz państwowych, premier Donald Tusk postanowił świętować w Gdańsku. To właśnie tam, w rodzinnym mieście, wziął udział w lokalnej Paradzie Niepodległości i nagrał film, który opublikował w mediach społecznościowych.
W nagraniu widać uśmiechy, uściski dłoni i entuzjastycznie reagujących mieszkańców. Tusk prezentuje się w luźnej, przyjaznej atmosferze – dalekiej od powagi i ceremonii, jakie towarzyszą obchodom w stolicy. Dla części obserwatorów to przemyślana decyzja: budowanie wizerunku „premiera blisko ludzi”, nawet w dniu, gdy oczekiwania wobec głowy rządu są zupełnie inne.
„Premier powinien być w Warszawie” – lawina komentarzy
Pod nagraniem, które Tusk zamieścił w serwisie X, posypała się lawina komentarzy.
Premier powinien być na oficjalnych uroczystościach - komentuje użytkownik.
Uciekł z Warszawy do Gdańska, bo bał się gwizdów – pisze internauta.
I rzeczywiście, w stolicy atmosfera była napięta. Podczas obchodów na Placu Piłsudskiego część ministrów rządu została wygwizdana, a niektórzy obserwatorzy zauważyli, że premier mógł chcieć uniknąć podobnych scen. Zamiast zmierzyć się z publicznością w Warszawie, wybrał bezpieczniejsze tło i przyjazny tłum na Pomorzu.
Uczestnicy marszu mu tego nie wybaczyli. W sieci zawrzało od zdjęć i filmów z transparentami obrażającymi Tuska.
Wizerunek ponad tradycję?
Ruch Tuska z 11 listopada trudno uznać za przypadek. To prawdopodobnie świadome działanie komunikacyjne – pokazanie premiera jako „człowieka wśród ludzi”, który zamiast protokołu i ceremonii wybiera bezpośredni kontakt z obywatelami.
Jednak krytycy zauważają, że 11 listopada to nie zwykły dzień, lecz najważniejsze święto państwowe, które powinno łączyć, a nie dzielić. Zamiast wspólnego wystąpienia wszystkich najważniejszych osób w państwie, Polacy zobaczyli dwa różne światy – oficjalne obchody w Warszawie i osobistą paradę w Gdańsku.
Czy Donald Tusk faktycznie „uciekł” od oficjalnych uroczystości, czy po prostu chciał świętować po swojemu? Jedno jest pewne – jego decyzja wywołała burzę i pokazała, że nawet w dniu narodowego święta polityka w Polsce nie zna dnia wolnego.
