W Kancelarii Prezydenta zapadła decyzja, by przestać mówić „kiedyś” i zacząć mówić „przyjedź”. Zastępca szefa KPRP Adam Andruszkiewicz ogłosił, że Karol Nawrocki jest gotów spotkać się z Wołodymyrem Zełenskim w stolicy. „Warszawa jest otwarta, czekamy na niego” — padło jasno. Brzmi jak zaproszenie? Owszem. Ale i jak test relacji, które od miesięcy skrzypią.
Na Nowogrodzkiej robi się nerwowo. Najnowsze badanie IBRiS dla Onetu pokazuje, że Koalicja Obywatelska rośnie ponad 31 proc., PiS stoi w miejscu, a Grzegorz Braun wyciąga wyborców z prawej flanki i po raz pierwszy ociera się o dwucyfrowy wynik. Jeśli to trend, a nie wypadek przy pracy, układ sił w Sejmie właśnie zaczyna się przestawiać.
Czy można przerwać poważną dyskusję o przyszłości rządu, wykrzykując frazę, która jest w istocie rasistowskim stereotypem? Nowy marszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty udowodnił, że tak. W studiu TVN24, podczas rozmowy z Anitą Werner, polityk niespodziewanie porzucił patetyczny ton, wprowadzając publiczność w konsternację. Jaki był ten niespodziewany okrzyk i dlaczego wywołał falę oburzenia?
Radosław Sikorski ponownie wywołał polityczne trzęsienie ziemi. Po decyzji o zamknięciu rosyjskiego konsulatu w Gdańsku minister spraw zagranicznych wprowadza dalsze środki wymierzone w Moskwę. W tle są zaległości finansowe, coraz poważniejsze obawy o dywersję i narastające napięcie w relacjach polsko-rosyjskich. Działania Sikorskiego pokazują jedno: Warszawa twardo zaostrza kurs wobec Kremla – i nie zamierza się cofać.
Jarosław Kaczyński znowu przykuł uwagę mediów – nie tym razem ze względu na nowe pomysły polityczne, lecz przez... telefon, który wyjął podczas konferencji prasowej. Choć wielu spodziewałoby się nowoczesnego smartfona w rękach lidera PiS, to okazało się, że prezes sięgnął po klasykę.
Temat wprowadzenia w Polsce stanu wyjątkowego powraca z nową siłą, a słowa byłego szefa Agencji Wywiadu – „To jest wojna” – wybrzmiewają dziś wyjątkowo mocno. W obliczu narastających napięć i ostrzeżeń ze strony służb bezpieczeństwa rząd może stanąć przed decyzją, która radykalnie zmieni życie każdego obywatela. Ograniczenia w przemieszczaniu się, pełna kontrola komunikacji, zakaz zgromadzeń i zamrożenie części praw obywatelskich – to tylko część konsekwencji, jakie niesie ze sobą stan wyjątkowy. Co dokładnie mogłoby się wydarzyć i jak wyglądałaby codzienność Polaków w takim scenariuszu?
Zakaz alkoholu w Sejmie wraca jak bumerang, ale tym razem bez półśrodków. Włodzimierz Czarzasty podpisał zarządzenie, które od 24 listopada odcina sejmowe bufety od procentów. A jak Janusz Piechociński, weteran korytarzy, wspomina sceny, po których straż marszałkowska miała pełne ręce roboty? Co naprawdę zmieni ta decyzja i kogo najbardziej zaboli?
To nie jest scenariusz filmu akcji, to przerażająca rzeczywistość, która rozegrała się pod naszym nosem. Bezczelność rosyjskich służb nie zna granic. Jak wynika z najnowszych, wstrząsających ustaleń dziennikarzy Onetu, główni architekci terroru na polskiej kolei wjechali do naszego kraju, wydali rozkazy i uciekli, zanim ktokolwiek zdążył zareagować. Ujawniamy porażające kulisy sprawy, o której mówi dziś cała Polska.Sytuacja na wschodniej granicy jest napięta jak nigdy, ale te doniesienia rzucają zupełnie nowe światło na to, co dzieje się w cieniu wojny. Okazuje się, że Polska stała się areną działania groźnych terrorystów, którzy działają na bezpośrednie zlecenie Moskwy.
Sejm przechodzi na „suchy prowiant”. Marszałek Włodzimierz Czarzasty wprowadził zakaz sprzedaży alkoholu w gmachach Kancelarii Sejmu. Zagrzmiało w sieci: Krzysztof Śmiszek pochwalił decyzję, Paweł Kukiz odpowiedział ostrą ripostą. I nagle wyszło, że o trzeźwości w polityce najgłośniej mówią ci, którzy od lat twierdzą, że w Strażniku Ustawowego Nastroju dawno brakuje korka.
Karol Nawrocki stał się celem brutalnych gróźb w mediach społecznościowych. Tym razem chodzi o wpis na X, który – jak twierdzą urzędnicy – „sugerował lub nawoływał do zamachu”. Rząd reaguje i podkręca tempo prac nad przepisami wdrażającymi unijny akt o usługach cyfrowych. Pytanie brzmi: czy to wystarczy, by hejtu nie wycinać dopiero po fakcie?
Wystarczyła chwila nieuwagi i włączony mikrofon, by cały kraj usłyszał, co naprawdę myśli wiceprzewodnicząca komisji śledczej ds. Pegasusa o jej własnej pracy. „My tego nie rozumiemy” – to gorzkie wyznanie Joanny Kluzik-Rostkowskiej podkopało wiarygodność jednego z najgłośniejszych śledztw politycznych.
Rząd ogłosił nadzwyczajne wystąpienie. Dziś wieczorem o 21:50 wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz zabierze głos w sprawie kluczowej dla bezpieczeństwa kraju. Telewizje publiczne i główne stacje informacyjne przerwą swoje programy.
Na sali plenarnej znów zawrzało — emocje sięgnęły zenitu, a atmosfera w Sejmie była tak napięta, że brakowało zaledwie kilku sekund, by doszło do fizycznej konfrontacji. Politycy, zamiast argumentów, sięgnęli po okrzyki i demonstracyjne gesty, a najnowsza awantura z udziałem posłów PiS pokazuje, jak bardzo zaogniona stała się polska scena polityczna.
Jedno słowo, które Nawrockiej wyrwało się o mężu, wystarczyło, by internet eksplodował. Nikt nie spodziewał się, że Pierwsza Dama publicznie nazwie prezydenta w taki sposób.
Uszkodzone szyny na trasie Warszawa–Lublin, alarm służb i słowa, które mrożą krew w żyłach: generał Wiesław Kukuła mówi o „stanie przedwojennym”. Czy sabotaż na torach to jednorazowa prowokacja, czy element większej układanki – wojny hybrydowej, która ma osłabić nasze zaufanie do instytucji państwa?
Zbigniew Ziobro, pytany w wPolsce24, czy poprosi prezydenta o ułaskawienie, odparł krótko, rozwiewając wszelkie wątpliwości. Brzmi twardo, ale to twardość na granicy politycznej gry. Niebywałe, co powiedział. W tle — wniosek prokuratury o trzymiesięczny areszt i gorący spór o Fundusz Sprawiedliwości.
Poranek sparaliżował odcinek pod Miką, popołudnie przyniosło chłodny raport. Rząd potwierdza: na torach doszło do odpalenia ładunku i zabezpieczono „obfity” materiał dowodowy. W poniedziałek, 17 listopada, czterech ministrów przedstawiło plan działania. Nieoczekiwanie padło pytanie, które wyraźnie ich zaskoczyło. Co takiego wydarzyło się podczas konferencji prasowej?
Wojewoda Krzysztof Komorski, oskarżony prywatnie o obrazę uczuć religijnych i przekroczenie uprawnień po zdjęciu krzyża z urzędowej ściany, usłyszał wyrok. Dla jednych to „zamach na tradycję”, dla drugich – element porządków w państwowym gmachu. Kulisy wyroku są ciekawsze niż okładki, a polityczne skutki dopiero się zaczną.
Pociąg stanął, media ruszyły, a politycy mówią jednym głosem: „to dywersja”. Brzmi groźnie i… zaskakująco precyzyjnie jak na pierwsze godziny po zdarzeniu. Jeśli w grę wchodzi profesjonalny sabotaż – a tak mówią służby i byli szefowie wywiadu – stawką nie są opóźnienia w rozkładzie, tylko odporność państwa. Jaka była przyczyna?
Na porannym briefie usłyszeliśmy słowa, których wolelibyśmy nie słyszeć: „akt dywersji” na strategicznej linii kolejowej. Huk, wyrwa w szynie, wstrzymane składy i gorączkowa praca służb. Wicepremier skomentował całą sytuację w skandalicznych słowach.
Eksplozja na trasie pociągu pomiędzy Warszawą i Lublinem, do której doszło 16 listopada, wywołała ogromne poruszenie w całej Polsce. Donald Tusk potwierdził, że chodziło o akt dywersji, a w kraju zawrzało. Teraz do dyskusji włączył się były szef Agencji Wywiadu. Wprost domaga się od rządu wprowadzenia stanu wyjątkowego. Dlaczego?
Czym jest akt dywersji? 16 listopada na trasie pociągu Warszawa-Lublin doszło do zniszczenia torów i zatrzymania ruchu w newralgicznym punkcie komunikacyjnym. Donald Tusk nazwał go właśnie “aktem dywersji”, ale co to oznacza? Sprawdziliśmy.
Premier potwierdził: na linii Warszawa–Lublin doszło do eksplozji, a państwo znów ćwiczy odporność na działania hybrydowe. Zamiast kolejnej burzy w socialach mamy realny krater w szynie i realne pytania: kto, po co i czy to początek serii? Kulisy są jeszcze mgłą, ale układają się w niepokojący obraz, który dziś rząd próbuje dogonić faktami.
Do niecodziennych scen doszło w znanym mieście podczas posiedzenia polityków. Jeden z mężczyzn niefortunnie się potknął, przez co mało nie przypłacił tej gafy życiem.
Dzisiejsze wydanie “Faktów” było inne niż wszystkie. Już na samym początku programu Diana Rudnik powiedziała zdanie, które widzowie zdębieli. A wszystko przez skandaliczną aukcję w Niemczech.
Nowe dane pojawiły się nagle i od razu wywołały poruszenie. Sondaż dotyczący przyszłości polskiej sceny politycznej ujawnił coś, czego wielu się nie spodziewało — odpowiedzi ankietowanych mogą całkowicie odmienić dotychczasowe układy sił. To, jak Polacy widzą start partii rządzących w kolejnych wyborach, zaskoczyło nawet doświadczonych analityków!
Szpitale przekładają planowe przyjęcia, NFZ liczy dziurę w budżecie, a władza szuka winnych. Karol Nawrocki, sugeruje zwołanie Rady Gabinetowej i pyta rząd: co dalej z polską służbą zdrowia? Prezydent obiecuje rozmowę o „planie ratunkowym”.
Waldemar Żurek w fotelu ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego to scenariusz, którego na Nowogrodzkiej nikt nie chciał. Rozliczenia przyspieszają, język jest ostry, a nazwiska z dawnych list wpływów wracają jak bumerang. Czy to naprawdę „koszmar prezesa”, jak twierdzą eksperci? I co dokładnie budzi dziś lęk w obozie PiS?